ŻULE, PSYCHOTERAPIA I OSCARY 2019

Luty 1st, 20198 komentarzy

Od żuli kradnących kabli, przez terapię u psychologa, a na Oscarach skończywszy. W tym, ponad dwugodzinnym odcinku Masy Kultury, jest wszystko!

Chwilę nas nie było i wiemy, że się strasznie stęskniliście, więc mamy dla Was odcinek monstrum. Odcinek bydlak. Odcinek Godzilla!

 

POBIERZ PODCAST ŻULE, PSYCHOTERAPIA I OSCARY 2019

 

Czegóż tutaj nie ma!

  • Żule kradnący szklaną miedź.
  • Porady dotyczące nowego mieszkania.
  • Wyimaginowany problem imigracyjny.
  • Zdrowie psychiczne – wszystko co musicie wiedzieć.
  • Świętujemy urodziny Christiana Bale’a i Eizy González.

Ale spokojnie, spokojnie! Jest też popkultura!

  • Wspominamy „Avengers: Infinity War” i wszystko co działo się wokół niego.
  • Marzymy o „Avengers: Endgame” i „Captain Marvel”.
  • Poświęcamy chwilę DC, bo „Aquaman” zarabia miliard dolców, „Joker”, nowa „Wonder Woman”… Dziwne rzeczy się dzieją.
  • Jaramy się „Spider-Man: Into the Spider-Verse” – po raz kolejny, bo na grupie już było, ale co z tego! Warto!
  • Chwilę cieszymy się tym, co bracia Coen zrobili w „Balladzie o Busterze Scruggsie”.
  • Rzucamy okiem na Star Warsy i to co wyrabia Disney.
  • Są też giereczki. Głównie te mniejsze: „Florence”, „Return of the Obra Dinn”, „Slay the Spire” i „Into the Breach”, „Alien: Blackout” i rozmawiamy o grach mobilnych.

Jest też chwila na nasze wydarzenia roku 2018 – Woodstock i koncert Bruno Marsa.

I oczywiście Oscary, głównie w kontekście „Czarnej Pantery, „Romy”, „Zimen Wojny”, „Czarne bractwo. BlacKkKlansman”, „Bohemian Rhapsody” i „Spider-Mana” vs „Inemamocni 2” i „Ralph Demolka w internecie”.

 

 Zapiszcie się do naszej grupy na Facebooku.

 

 

W tle podcastu użyto muzyki ROYALTY FREE MUSIC by BENSOUND

Archiwum podcastów znajdziecie tutaj. Zapraszamy, do subskrybowania nas na iTunes.

« DWAJ STETRYCZALI PODKASTERZY
BĘDZIEMY NA PYRKONIE »

Categorized Under

główna podcast

Post tags

About Szymon Adamus

» has written 118 posts

  • michax

    Jak rozmawialiście o Predatorach i Alienach, że seria o Predatorze to nie to samo co cykl Alienów, a później Michał wspomniał, że Predator z Arnim to typowy film lat 80-ych, gdzie wszyscy są macho, itd, to w tym momencie przypomniała mi się ekipa żołnierzy z Aliens Camerona, który uwielbiam i ma u mnie 10/10, ale w filmie Camerona mamy identycznie pokazany oddział wojaków, tak jak w filmie z McTiernanem, czyli przerysowani macho. Ale ja też lubię Predatora 2 z Gloverem, który jest słabszym filmem od jedynki, ale dobrym.

    Więc nie tylko w Predatorze z Arnim tak pokazywano żołnierze, jest to typowe dla kina amerykańskiego lat 80, nawet w jednym z najlepszych filmów Camerona są takie momenty. Dla mnie film McTiernana to ten sam wysoki poziom Alien Scotta i Aliens Camerona, ale nie zgadzam się że Alien ma tylko dwa super filmy. Alien 3 Finchera to znakomity film, zwłaszcza w wersji reżyserskiej, dłuższej to rewelacyjna robota. Oczywiście reżyser nie przepada za debiutem swoim, ale to naprawdę dobry, niedoceniany film. Film Jeuneta trochę już odstaje, ale w porównaniu z następnymi filmach jak Obcy kontra Predator czy prequele od Scotta to i tak film się broni, jest to najsłabsza część, ale też dość przyzwoity film.

    A co do filmu Blacka to nie był taki zły jak słyszałem, ale to też nie jest dobry film, tylko średni. Black postanowił wyśmiać kino z lat 80, jakie było, czyli podkręcił każdy element z jakiego takie macho kino było znane i wyszło nawet, ale też nie dziwię się zawiedzionym fanom Predatora, którzy szli do kina na poważne SF, a dostali pastisz/komedię.

  • michax

    Paddington 2 jest świetny, jeszcze lepszy od jedynki, i od premiery zbiera same dobre recenzje co mnie wcale nie dziwi.

  • michax

    Co
    do Bohemian Rhapsody to nie spotkałem się z pozytywnymi reckami od
    dziennikarzy i krytyków, nawet teraz jak jest nagradzany. W najlepszym
    razie że to średniak. Wśród zwykłych widzów zbiera zachwyty, ale głównie
    to zasługa muzyki. Wielu moich znajomych jest zachwycona filmem, ale
    nie potrafi nic o nim dobrego powiedzieć, oprócz muzyki. W sumie to jest
    film, któremu się bardziej dostaje jak Black Panther za to, że załapał
    się do nominacji w kategorii najlepszy film. Lubię Freddiego i zespół
    (nawet koszulkę Queen miałem w latach 90-ych), ale nie wczytywałem się
    nigdy w historię zespołu. Ale pomimo tego, że nie znam historii
    Mercury’ego i zespołu to i tak zauważyłem jak wiele przekłamań jest w
    filmie. Gdyby to był dobry film to nie przeszkadzało by mi to, że
    pozostali członkowie zespołu pokazani są jak święci, chodzące ideały,
    którzy nigdy nic złego nie zrobili, nie brali narkotyków i nie brali
    udziału w imprezach, a jedynym, któremu sława uderzyła do głowy to
    Mercury.

    Gdyby to był dobry film nie przeszkadzały
    by mi przekłamania historyczne, czyli rozbicie zespołu przez Freddiego i
    diagnozę choroby, które w filmie pojawiają się przed koncertem, a
    wiadomo, że o chorobie piosenkarz dowiedział się kilka lat po koncercie.
    Rozumiem, że twórcy chcieli zrobić z koncertu coś wielkiego – najlepszy
    występ i pogodzenie się zespołu z synem marnotrawnym, ale to niestety
    jest słaba laurka i dlatego mi wszystkie przekłamania bardzo
    przeszkadzają.

    Podobnie jak to, że z filmu wynika,
    że wszystkie przeboje zespół stworzył na wsi jak za pstryknięciem
    palców. Nie ma żadnej burzy mózgów, po prostu wpadali od razu na pomysł i
    tyle. Rami Malek stara się jak może w głównej roli, ale to też żadna
    zachwycająca rola, daleko mu do np. Vala Kilmera z The Doors Stone’a.
    Jest po prostu ok, najlepiej wypada w sekwencji z Live Aid, czyli w
    najlepszej scenie filmu. Ale jak na napisach końcowych pokazano
    prawdziwego Mercury’ego to zjada charyzmą Maleka.

    Nie
    mówię, że film nakręcony przez Barona Cohena i z nim w roli głównej
    byłby czymś lepszym, tego nie wiemy, choć z pewnością historią bliższą
    prawdy, bo nie pod dyktando pozostałych członków zespołu. Chętnie taką
    wersję bym zobaczył. BR będzie zapamiętany głównie dlatego, bo ciągle
    jest nominowany do różnych nagród pomimo tego jak to słaby, bezpieczny i
    nijaki film. Nadaje się do puszczenia w popołudnie w weekend by
    obejrzeć z całą rodziną.

    A to jak w słaby sposób
    przedstawiono przyjaciela Freddiego to śmiech na sali. Pokazano Paula
    Prentera prawie jak diabełka, który sprowadza piosenkarza na złą stronę
    mocy i jest odpowiedzialny za całe zło. Zresztą wątki homoseksualne też
    wyszły bardzo słabo i żenująco, szczególnie moment gdy odkrywa Freddie,
    że jest homoseksualistą. Film utrwala wszystkie stereotypy negatywne na
    temat homoseksualizmu i mówię to jako osoba, która nie zwraca uwagi na
    takie rzeczy w filmach, czyli musi być naprawdę źle pod tym względem.

    Oczywiście
    broni się muzyka Queen, ale szczerze to jak chcę posłuchać Queenu to
    załączę sobie płytę, a jak chcę zobaczyć koncert, którym się film kończy
    to już lepiej obejrzeć na youtube prawdziwy występ z prawdziwym
    zespołem a nie imitację, nawet jak wypada w filmie super. Jedyne co
    dobrego zrobił ten film to właśnie zachęcił mnie do przypomnienia sobie
    prawdziwego koncertu.

  • Bartek Szymanik

    Dwie i pół godziny, kocham was chłopaki :D

  • szpak

    Dzięki za odcineczek. A co do kolejnych Avengersów ja się jaram strasznie myśle że po Infinity War możemy spokojnie zaufać bracią Russo tam też mogło sporo rzeczy nie wyjść a otrzymaliśmy naprawdę dobry film.

    • Tak, myślę, że wypracowali już sobie spory kredyt zaufania.

  • AR

    Dzięki za odcineczek chłopaki!