Film „Oblivion” jest jak randka w teatrze z piękną kobietą. Z wszystkimi zaletami i wadami takiego wieczoru.
HEJ! TO TYLKO MOJE ZDANIE. PRZECZYTAJ TEŻ KONIECZNIE RECENZJĘ MICHAŁA, TUTAJ!
Tytuł oryginalny: Oblivion (tytuł polski: Akademia Sztuk Pięknych)
Gatunek: architektoniczny
Reżyserował: architekt o swojskim nazwisku, który wskrzesił TRONa i zrobił dwa fajne zwiastuny gier
Za występy pensje pobrali: Tomek Rakieta, najlepszy głos w Hollywood, drugoplanowa pani, która powinna być pierwszoplanowa, drewniana dziewczyna Bonda i Jaime Lannister
W skrócie: Tomek Rakieta bawi się w WALL-Ego
Tomek po prostu nie może odpocząć! Dopiero co uciekał przed eksplodującym Kremlem w „Mission: Impossible – Ghost Protocol”, ledwo uszedł z życiem w „Życie zaczyna się po 50-tce„, a znowu musi ratować świat. Tym razem jako połączenie komandosa, z mechanikiem, pilotem i zwykłym cieciem.
Świat po wojnie. Brud, smród i ubóstwo. Tomcio mieszka sobie w szklanym domku na kurzej nóżce ze świecącą całkiem fajnym tyłkiem Andreą Riseborough. Zakochana para sprawuje pieczę nad bandą niezdyscyplinowanych dronów, które chronią wodne elektrownie przed kosmitami. To tak w skrócie, bo nie chcę za dużo zdradzać. Jeśli nie widzieliście jeszcze zwiastuna, to NIE OGLĄDAJCIE go i idźcie do kina z pustą głową. Będziecie się lepiej bawić.
Tempo. Mimo, że w filmie mamy eksplozje nuklearne i walkę z kosmitami, to jest to seans wolny. Bardzo mnie to zaskoczyło i ucieszyło. Podobała mi się też strona wizualna. Kosinski znów udowodnił, że czuje architekturę i design jak nikt inny.
Olga Kurylenko. Nie wiem jakim cudem ta pani dostaje role w coraz większych filmach, ale tym razem przeszła samą siebie. W tym filmie jest wyłącznie JEDNA udana scena z Olgą. I to tylko dlatego, że ma dziurę w brzuchu i nic nie mówi. Tragedia.
Trailer – nie pokazuje wszystkiego, ale i tak za dużo. Kaszana. Nie oglądać.
Mam dwie. Jedna, to ta w której Olga dostaje wpieprz! Nic wtedy nie mówi, za to jest jedno bardzo krótkie, ale świetne nakręcone ujęcie z zakrwawioną ręką.
Druga to Tomek Rakieta z kwiatkiem dla swojej kobiety. Popłakałem się prawie tak jak na WALL-E ;)
Gdy idziesz na randkę z blacharą, to wiesz czego się spodziewać – tańców, hulańców i obmacywańców! Gdy umawiasz się z geekiem, jesteś pewien, że czeka cię ból nadgarstka od wybijania kombosów. Jednak jeśli idziesz z piękną kobietą do teatru, to diabli wiedzą co cię czeka! Z jednej strony chciałbyś myśleć, że będziesz od niej inteligentniejszy, no bo przecież taka piękność nie może być przy okazji również mądra. I potem jesteś zaskoczony, że ta blondynka z wydatnym biustem, to jednak nie skończona idiotka. Zmieniasz więc podejście i zaczynasz cieszyć się intelektualną, spokojną atmosferą. Tylko po to, by pod koniec wieczoru zdać sobie sprawę, że sztuka wcale nie była aż tak mądra, a twoja towarzyszka, jakkolwiek wysublimowana, i tak chce żeby ją złapać za tyłek.
„Akademia Sztuk Pięknych” to film zrobiony przez Josepha Kosinskiego, sympatycznego pana, który ma w ręku dyplom architekta, zna się znakomicie na designie i modelach 3D, a od czasu reklam „Halo 3”, „Gears of War” i wskrzeszenia uniwersum TRONa bawi się też w reżysera. Bawi całkiem przyjemnie, bo nawet jeśli jego filmy nie są wybitne, to stoją kilka poprzeczek wyżej nad np. blacharską sieczką Michaela Bay’a. A do tego wyglądają pięknie! Pomijając fakt, że kosztujący 120 mln dolarów film wygląda jakby wydano na niego 300 baniek, to Kosinski ma tę zaletę, że doskonale rozumie czym jest piękny przedmiot, budynek, pojazd i strój. Widać, że Józef ma w żyłach design. „ASP” ogląda się dzięki temu jak prezentację pięknej willi.
Z drugiej jednak strony to nie jest Kubrick. Film jest zaskakująco spokojny i jest w nim cała masa bardzo fajnych pomysłów z rasowego SF, ale niestety nie ma tu niczego nowego, powalającego lub wyeksponowanego w taki sposób, bym po wyjściu z kinie mógł powiedzieć: no tak, to był świetny motyw. Trochę szkoda, bo tempo jest znakomite, kilka twistów jest ciekawych, a Tomek Rakieta i Andrea Riseborough rewelacyjni (szkoda, że obok nich jest tak tragiczna Olga Kurylenko).
To nie jest zły film. Wręcz przeciwnie. Jest rewelacyjnie wykonany, spokojny i ma świetny klimat, który najlepiej podsumowuje zdanie „coś tu jest nie tak”. Tylko gdy dzień po seansie zacząłem się zastanawiać co mnie w nim zachwyciło, to nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Zabrakło iskry podniecenia, którą podczas randki z piękną kobietą czuje się raczej w czasie tanga, niż wieczoru w teatrze.