MARSJANIN – NA RATUNEK MATTOWI DAMONOWI

Październik 6th, 201522 komentarze

martian

Na Marsie jest życie! Przynajmniej w postaci Marka Watneya i kopy ziemniaków.

  • Tytuł oryginalny: “The Martian” (tytuł polski “Matt Damon z Marsa”)
  • Gatunek: Damon Rescue
  • Reżyserował: Ridley „kochałem go do czasu Prometeusza” Scott
  • Za występy pensję pobrali: kamienie na Marsie, góry na Marsie, pustynia na Marsie, burza piaskowa na Marsie, kartofle/ziemniaki/pyry na Marsie i kumpel człowieka mrówki (też przez chwile na Marsie
  • W skrócie: Robinson na Marsie

BEZSPOJLEROWE STRESZCZENIE SCENARIUSZA

Mark i jego kilogram kartofli utknęli na Marsie. Do Ziemi droga daleka. Co gorsza nie bardzo jest jak zadzwonić po taxi, bo komórka wysiadła… Trochę lipa. Mark się nie poddaje i próbuje na niegościnnej planecie przeżyć. Je kartofle, zszywa sobie rany i naprawia swoją bazę gdy tą szlag trafia. Do tego nagrywa vlogi, potwierdzając tezę, że jak jesteś sam to albo oszalejesz, albo oszalejesz i zostaniesz youtuberem. Nawet jak nikt ciebie nie ogląda.

A kiedy on tam na Marsie bawi się w ogrodnika skrzyżowanego z PewDiePie to z Ziemi chcą po niego wysłać taksę. Ale nie wiedzą jak, bo to jednak trochę daleko i pewno wysoka taryfa wskoczy. I taksiarz ich grubo skasuje, a Uberem to jakoś tak nie wypada. Więc oni tam gadają, naradzają się, stresują, a Mark na Marsie naprawia rzeczy i przeżywa dzień za dniem. A w nocy też przeżywa, bo śpi. A kartofle mu rosną bo kupy dodał do marsjańskiej gleby.

I już od razu mamy całą masę pytań, które nie pozwolą nam oderwać się od ekranu; Czy uda mu się wrócić? Na jak długo starczy mu keczup? Jak długo trzeba trenować żeby mieć takie ciało jak Mark? Czy botanika to prawdziwa nauka? Gdzie są kosmici i czemu nie strzelają do niego z laserków?

martian2

Witam na moim kanale na youtube. Dziś porozmawiamy o makijażu!

 

WARTOŚĆ EDUKACYJNA FILMU, CZYLI CZEGO NAUCZYŁEM SIĘ NA “MATT DAMON Z MARSA”?

  • duck tape uratuje każdego, także na Marsie,
  • w kosmosie sprawdzają się kabriolety,
  • dyrektor NASA to straszny gbur i niedobra istota ludzka,
  • Władca Pierścieni nadal jest dla Nerdów, a nie dla popularnych pań z działu PR,
  • MacGaver to przy Marku cienias,
  • disco w nadmiarze spowoduje, że urośnie Tobie broda,
  • co USA skopie to Chiny naprawią,
  • na Marsie łatwo zostać piratem. Agh!

W FILMIE PODOBAŁO MI SIĘ

  • dobry podział akcji między scenami na Marsie, a tymi na Ziemi. Dzięki temu nie mamy tutaj show jednego aktora,
  • niezłe wykorzystanie materiału źródłowego – książki „Marsjanin” (moja recenzja tutaj),
  • tempo akcji i emocje, które udało się we mnie wzbudzić mimo, że znam tę historię,
  • znowu w kosmicznym blockbusterze nie ratujemy świata, a jedną osobę!
  • sceny w kosmosie (na statku kosmicznym, wokół statku kosmicznego i oczywiście na Marsie).
martian3

Mark chce toster! Musimy wykombinować jak może go zrobić!

 

W FILMIE NIE PODOBAŁO MI SIĘ

Końcówka filmu wydawała się nieco pośpieszona. Przez to nie zawsze dobrze czuć upływ czasu, który zaznacza głównie broda Marka. Trochę to zmniejsza stawkę. Ostatnia podróż Marka też jest bardzo pośpieszona względem książki i znowu wydaje się, że może to odbierać trochę heroizmu głównemu bohaterowi. Z drugiej strony film trwa 141 minut i raczej wydłużanie go jeszcze bardziej by nie pomogło.

NAJLEPSZA SCENA

Potrójny montaż pod nieśmiertelną piosenkę „Starman” Davida Bowie. Niby drobna scena, ale bez wątpienia – absolutna perełka!

No to posłuchajmy sobie Starmana:

 WERDYKT

 Trudno „Marsjanina” nie pokochać, bo jest tu wszystko co buduje dobre kino. Ciekawy scenariusz, efektowne sceny, dobre aktorstwo, śliczne zdjęcia i emocje. To trochę taka tegoroczna „Grawitacja”, której jednak skutecznie udało uciec się z pułapki filmu jednego bohatera.

To była słuszna decyzja żeby bardziej sprawiedliwie niż w książce podzielić przestrzeń między samotnego Watneya uwięzionego na Marsie, sztab NASA starający się go uwolnić, no i oczywiście załogę statku Ares. Z jednej strony film stracił trochę ducha Robinsona, którym aż opływała książka, z drugiej zyskał tempo akcji.

Tak naprawdę żałowałem tylko ścięcia ostatniej podróży Marka, która w filmie przebiega bezproblemowo. Ot Mark jedzie na wycieczkę kamperem, a nie jest Odyseuszem zmagającym się z przeciwnościami losu. Rozumiem jednak tę decyzję i ciężko mi ją uznać za wadę. Coś jednak musiało wylecieć z obfitego materiału źródłowego, a jednak Mark już wcześniej mógł udowodnić, że jest zaradny i potrafi walczyć o życie.

martian-gallery20-gallery-image

Statek Ares. To właśnie w tych chwilach Marsjanin przypomina Grawitację

 

Matt Damon sprawdza się w filmie fantastycznie i utrzymuje dużą część opowieści na swoich (muskularnych) barkach. Kiedy trzeba jest zabawny i zadziorny, a kiedy indziej zdenerwowany. Widzimy, że mu ciężko, lubimy go, bo wierzymy, że jest normalnym człowiekiem.

Reszta obsady też daje radę. A Sean Bean nawet przeżywa do samiusieńkiego końca. Jestem zaskoczony jak skutecznie udało się tutaj wykreować tak wiele postaci, które są kimś więcej niż tylko słupami dialogowymi. Mamy tu cały garnitur ciekawych bohaterów od załogi Aresa po naziemną obsługę NASA. Nawet jak jakaś postać pojawia się w połowie filmu jest czas na to, żeby chociaż trochę ją poznać.

Postaci poznajemy dzięki temu co robią, co mówią, a nie tylko dlatego, że ktoś je przestawia. I to też charakteryzuje cały film. Dbałość o szczegół. Tu nie ma zmarnowanych kadrów. Każdy ma nam coś przekazać. Dzięki temu Marsjanin wydaje się równie wiarygodny i może nawet bardziej porywający niż oparty na faktach „Apollo 13”.

Ridley Scott udowodnił, że nadal jest w doskonałej formie, a ja jestem w stanie wybaczyć mu teraz nawet i „Prometeusza”. Co tu dużo pisać – „Marsjanina” po prostu trzeba obejrzeć. I trzeba się  cieszyć, że filmy sci-fi przeżywają swój renesans. To na pewno jeden z najlepszych blockbusterów tego roku i po prostu nie wypada go ominąć.

martina 4

Mar i jego słynne, marsjańskiej kartofelki

 

Ps.

Po Strażnikach Galaktyki i Marsjaninie nabieram przekonania, że podróż w kosmos bez disco jest równie niemożliwa co przeżycie na Marsie bez skafandra.

« MASA KULTURY 92 – WIELKI POWRÓT
AGENCI SHIELD WRÓCILI I W KOŃCU SĄ DOBRZY »

Categorized Under

film Polecam

Post tags

About Michał Kowal

Ojciec założyciel. Fan popkultury, były dziennikarz. Nagrywa i montuje podcast. Uwielbia grać, czytać i oglądać filmy. Zakochany po uszy w spaghetti westernach Sergio Leone, Indianie Jones i Powrocie do Przyszłości.KONTAKT masakultury@gmail.com

» has written 217 posts

  • Kot Behemot

    Naprawde wam sie ten film podobal? Zgadzam sie, ze fajno i sprawno opowiadal historie. Bezmiar bezsensu jednak jest nie do obejscia;)

    • Ale co było bezsensowne, bo nie rozumiem?

    • Kot Behemot

      W formie przedstawionej w filmie w zasadzie wszystko. Nie watpie, ze w ksiazce bylo to opisane/uzasadnione. W filmie polowa scen wyglada idiotycznie.
      1) Scena z czlowiekiem tlumaczacym DYREKTOROWI nasa, lot dlugopisu (o ile pamietam byl to dlugopis)
      2) Fakt, ze ow czlowiek nie znal dyrektora Nasa (chyba z branzy byl mimo wszystko nie?)
      3) Podnoszenie pokrywy ladownika „z bara”
      4) Samozoperowanie sobie brzucha (kto mial operacje, zgodzi sie ze mna)
      5) „ironman”
      6) Itp itd.
      7) Durne dialogi… wiem, ze mialo byc komediowo, ale… nie.

      Zakladajac, ze wszystkie te rzeczy maja uzasadnienie w faktach w filmie przedstawiono je w sposob skrajnie debilny.

    • Wybacz, ale czepiasz się. 1 i 2 to głupota, zgadzam się, ale to po prostu comic relief dla widzów masowych. Bardzo krótki i niegroźny comic relief.

      4 – w sumie nie operowanie, tylko wyjęcie odłamka i zszycie. BTW chyba wstrzykiwał tam sobie też jakieś znieczulenie, więc bez przesady.

      7 – po prostu taki był ton książki i tak zrobili w filmie. To nie jest dramatyczne Cast Away, tylko lekko komediowa wariacja na temat Robinsona Crusoe. Gdyby tego nie było, to byłby zupełnie inny film i wtedy byśmy zupełnie inaczej go oceniali..

      3 i 5 – zgadzam się. Głupie. BTW to już 3 film, w którym w kosmosie bohater ratuje się/używa takiego sposobu poruszania. W Wall-Em to jeszcze było urocze, ale w Grawitacji i Marsjanie rzeczywiście wygląda idiotycznie :D

    • Kot Behemot

      Absolutnie się nie zgadzam. Film ma prawo nadawania pewnej lekkości ale są granice.
      Pkt 4. J kiedyś ci zrobią operacje jamy brzusznej to przypomnij sobie to co napisałeś :) uwierz mi ze to nierealne. Ból jest zbyt duży. Nawet prytniecie odsyla cie na deski na 10-20 min. Trust me :)

      7. Mocno przesadzili. Zastanawiałem się czy reżyser ma mnie za debila :)

    • Czytałeś książkę? Według mnie klimat jest bardzo podobny. Największa różnica, to poziom zagrożenia, który w książce było czuć bardziej. W filmie przez tempo rozwoju fabuły stawka wydaje się mniejsza. Jedna te żarciki i charakter Watney’a są żywcem wyjęte z powieści.

      Z tą jamą brzuszną to w sumie ciekawa sprawa, bo zaczyna się tu objawiać jakiś fetysz Scotta na tym punkcie :)

    • Kot Behemot

      Nie czytalem i dlatego moge obiektywnie popatrzec na film. Jesli czytales ksiazke i czesc/wszystkie te glupoty byly wyjasnione to sila rzeczy cie nie raza.
      Ja zobaczylem tylko film i bylem nim zalamany. Szczerze mowiac bardziej przemowili do mnie Szypcy i Wzdziegli.

  • Byłem, widziałem.

    Zgadzam się, że film udany. Nawet bardzo udany. I to idealny materiał dla Scotta. Scenariusz gotowy praktycznie od momentu wydania książki, dużo techniki i miejsca dla efekciarstwa, ale bez nastawienia tylko na to. Wizualnie – bosko. Obsadowo – w punk. Emocjonalnie – na poziomie. Czasowo – eee.

    No właśnie. Michał pisze – „Końcówka filmu wydawała się nieco pośpieszona”. Moim zdaniem cały film jest taki. Pierwsze 50 dni Marka na Marsie mija jak 5 dni w książce. Ani przez chwilę nie czuć takiego zagrożenia, osamotnienia i mroku nadchodzącej powoli śmierci jak w książce.

    Problem? Za dużo materiału. Wielu czytelników ucieszy, że film jest wierny książce, ale jednak scenarzysta powinien wyciąć coś jeszcze. Wtedy można by dać więcej czasu na rozbudowę początku i końcówki. Podkręcić ich dramaturgię.

    Książka pod koniec mnie już nużyła, bo to było za dużo tego samego.
    Na filmie niestety w pewnym momencie też zostałem wyrwany ze sztucznego świata przez czas.

    Poza tym – perełka (mocno)science-(trochę)fiction. Bawiłem się lepiej niż na „The Walk” obejrzanym dwie godziny wcześniej :)

  • Konan064

    Przykro :( Ksiązka jest naukowa a film hollywoodzki :( ale podobał mi się :)

    Film jako medium jest chyba trochę za krótki żeby zbudować taką postać. Najwięszky zarzut mam do moemntu po zatwierdzeniu procy grawitacyjnej – przez następne 533 dni nie dzieje się nic z wyjątkiem głupawo rozwiązanego ratunku pod sam koniec.

    Cały film powinien być jak pierwsza jego połowa. Poza tym cieszy humor, jest bardzo książkowy, martwi natomiast durny motyw złego szefa wielkiego korpo, który nie dość, że głupi to i tępy niecodziennie.

    Ponadto słaby motyw budzącego się w nocy młodego, czarnego super-matematyko-fizyko-dzieciaka, który wymyśla coś co NASA stosuje od dawna.. Seriously?

    7/10. Powinna być dycha, niestety za szybko się kończy

    • No zgadzam się ze wszystkimi zarzutami. Naukę zastąpiła holwywoodzkość. Ale to całkiem sensowne rozwiązanie. I tak w pewnym momencie film jest bardzo pośpieszony. Kosztem podróży Marka po Marsie rozbudowano sekwencję jego ratunku. Ale sam nie wiem jak to można byłoby lepiej rozwiązać. Film i tak jest cholernie długi.

    • Konan064

      Ja nie czułem, że jest za długi, ale ja mam tak, że zupełnie inaczej odczuwam 2,5 h w kinie niż w domu. Zatem pewnie masz rację :)

      Też uważam, że cały film jest sensownie rozwiązany, robienie dwóch części byłoby słabe.

      Szkoda też, że jest taka mało scen pokazujących jego przemiane, w końcu spędził tam całe lata. Jedna scena jak wychodzi chudy spod prysznica i broda to jednak troche mało, trochę zbyt teatralnie jak na moje,

      Trochę za bardzo też spłycono początek, gdy policzył że i tak nie dożyje to miał depresję, zjadł dużo zapasów ze stresu itp. To samo w przypadku komunikacji, tylko napomknięto o systemie heksagonalnym.

      Film jest naprawdę spoko, niemniej mógłby być lepszy

    • Naukowiec z Community to był totalnie niepotrzebny i niepotrzebny comic relief. Ta scenka z prezentacją stateczków, to był absurd w kontekście tego z kim i gdzie on rozmawiał.

  • SajFaj

    W kolejnej recenzji filmu Scotta napiszesz – Ridley „znowu kocham go od czasu Marsjanina” Scott.
    Czytałem książkę i jest bardzo dobra. Cieszę się, że można zobaczyć jak to mogło wyglądać, wszędzie pozytywne recenzje, no Panie Scott oby tak dalej. Szkoda, że jak Michał opisujesz jest skrócona końcowa podróż po Marsie – poproszę wersję reżyserską trzy i pół godziny z rozbudowanymi wątkami, akurat na długi zimowy wieczór.
    Są ludzie tzw złote rączki – nie mylić z fachofcami – którzy nawet pomimo braku wykształcenia technicznego potrafią zmajstrować różne wihajstry i rozwiązywać zagadnienia przy pomocy złomu walającego się po warsztacie. Dodając do tego wykształcenie, pasję, ponadprzeciętną inteligencję i silną motywację to można… wrócić z Marsa na Ziemię ;) Aż się boję pomyśleć co by Mark w duecie z MacGyverem dokonał.

    • Co do Ridleya to chciałbym tak napisać. Jednakże on chce robić nowego Prometeusza. Coś przeczuwam, że to już zostanie taki love – hate relationship. Bo teraz po Marsjaninie i zapowiedziach Alien Paradise Lost jeszcze przez przypadek znowu się nakręcę, a Scott znowu walnie mnie łopatą w pysk.

  • ZarłokTV

    Co to jest „potrójny montaż”?
    Mnie się podobało że nie użyli SPACE ODITY, tylko coś mniej oczywistego ;)
    Mnie się podobalo użycie Pink Floyd „Echoes” z Meddle , ale byłem rozczarowany że pod koniec nie użyli całej tej piosenki. A świetnie by pasowała pod scenę ratowania, kiedy już lecą do statku. Jak dla mnie zepsuty potencjał.

    • Taka zabawa slowna żeby nie powiedzieć za dużo. Chodzi o montaż z
      Pezygotowan dziejacycych się rownolegle na Marsie, w kosmosie i na Ziemi

  • Gregory Kalemba

    Dariusz Wolski odpowiadał za zdjęcia do tego filmu. Wykonał zdjęcia również do „The Walk”. Ma podwójną szansę na oscara.

    • A fakt, miałem o tym wspomnieć, a zapomniałem :(

    • Gregory Kalemba

      To jest karygodne, nie można takich rzeczy zapominać! Oceniam tą recenzję 9,5/10 ;)

    • I obydwa filmy znakomicie sfilmowane. Nasi robią to dobrze.

    • Gregory Kalemba

      Dokładnie mamy jeszcze Kamińskiego, Bartkowiaka, Sekułę, Idziaka, którzy są w Hollywood wysoko cenieni.

  • Konan064

    Będzie oglądane! Środy w Cinema-City zawsze na propsie ;p Bardzo zachęcająco brzmi „niezłe wykorzystanie materiału źródłowego – książki „Marsjanin””.