No to w końcu mamy swojego filmowego herosa
Od wyjazdu pułkownika Kuklińskiego z Polski minęły już 33 lata. To zadziwiające, że ta postać nadal budzi kontrowersje. Pasikowski jednak zdaje się ich nie dostrzegać. „Jack Strong” to hołd dla niezłomnego bohatera. Podobnie jak w przypadku „Pokłosia” Pasikowski nie ma ambicji tworzenia kina dokumentalnego. „Jack Strong” jest trzymającym w napięciu szpiegowskim kryminałem. I do tego bardzo dobrym. Ten film można spokojnie porównywać z oscarową „Operacją Argo”. Co więcej, z perspektywy Polaka, może on okazać się dużo mocniejszy od hollywoodzkiego hitu. W moim przypadku tak właśnie było.
Kukliński według Pasikowskiego to twardy, honorowy facet. Nie ma on praktycznie żadnych wątpliwości i robi to, co wedle niego jest sprawiedliwe. Sprawa jest tutaj prosta – Polska jest pod okupacją komunistycznej hołoty. Rozpoczęcie współpracy z Ameryką jest więc dla kraju dobre, bo wojsko polskie zostało zepchnięte do rangi popychadła Moskwy. Co więcej Rosjanie w wypadku wojny zakładają, że teren ten można spokojnie poświęcić i przerobić na scenografię do wschodniej wersji Mad Maxa. Prawdziwy patriota nie ma więc innego wyjścia – musi narazić swoje życie i nawiązać kontakt z USA. Nie jako szpieg lub zdrajca, ale jako aliant. Kukliński samotnie rzuca wyzwanie rosyjskim okupantom.
Atmosfera zaszczucia, idealne tempo, przerażający Rosjanie.
Brak Borysa Szyca i Karolaka. Serio, myślałem, że jakieś prawo zakazuje w Polsce robinia filmu bez któregoś z nich.
Trochę zbytnie podkręcanie akcji, zwłaszcza pod sam koniec. Kilku aktorów, którzy są znani z innych ról. Głównie pięknolicy Małaszyński i Adam z Na Wspólnej, mąż Weroniki, tato Antosi w kożuchu.
Wojskowa zabawa noworoczna skwitowana hymnem i wypadek z teczką.
Pasikowski sprawnie prowadzi nas przez historię. Co chwila podkręca napięcie. Dosłownie czuć pętlę, która zaciska się na szyi Kuklińskiego wraz z kolejnymi materiałami przekazywanymi amerykańskiemu łącznikowi. Zgrabnie też przedstawione są realia życia pułkownika. Od ubrań i samochodów z epoki po Ballantinesa z Pewexu. Tło z kolei budują tutaj wydarzenia historyczne od pacyfikacji Czechosłowacji, przez strzelanie do robotników Gdańska i Gdyni w 1970 roku, aż po ustalanie planu wprowadzenia w życie stanu wojskowego. Jest to historia rozpisana na ponad dekadę i Pasikowski sprytnie uciekł pułapki upływu czasu. Funkcję kalendarza pełni tutaj pies, który widocznie starzeje się w kolejnych scenach i świadczy o upływającym czasie. Ciekawie na plan wprowadzane są ważne postaci z historii. Jaruzelski, Breżniew i Brzeziński nie zostają nawet przedstawieni z imienia. Nie wiem czy wynika to z założeń twórcy, czy ze strachu przed ewentualnym procesem, ale i tak widz nie będzie miał wątpliwości kogo właśnie widzi na ekranie.
Mamy bohatera. Po drugiej stronie musi być wróg. Tę rolę pełnią tutaj Rosjanie. Wszyscy przedstawieni są jako przerażająca banda potworów z porywyczym generałem Szernienko i bezwzględnym Iwanowem na czele. Zresztą te dwie kreacje (albo może kreatury?) są absolutnie bezbłędne. Co tu dużo mówić – nie są to postaci, z którymi chcielibyście osobiście mieć do czynienia. Świetnym pomysłem było zatrudnienie do tych ról Rosjan (Ilja Zmiejew i Dimitri Bilov) i pozwolenie aby mówili oni po rosyjsku. To może wydawać się trywialne, ale obejrzenie filmu, w którym Polacy mówią po polsku, Rosjanie po rosyjsku, Amerykanie po angielsku, a Niemcy po niemiecku naprawdę jest odświeżające.
Pod względem aktorskim nie tylko Rosjanie mieli się czym popisać. Pochwały należą się zwłaszcza Marcinowi Dorocińskiemu, który świetnie czuje się w tytułowej roli i skutecznie udaje mu się oddać to jak grany przez niego bohater radzi sobie z narastającymi presją i stresem. Nie odstaje od niego reszta kadry wcielająca się w oficerów wojska ludowego. Tutaj wybijają się zwłaszcza Ireneusz Czop, Krzysztof Globisz, Zbigniew Zamachowski i Mirosław Baka. Maja Ostaszewska jest także bardzo przekonująca w roli żony Kuklińskiego. Patrick Wilson i Dagmara Domińczyk grający role amerykanów wypadają chyba najbardziej blado. Chociaż trzeba sprawiedliwie przyznać, że scenariusz nie pozostawiał im zbyt wiele pola do popisów. Może jedynie Tom Cruise byłby w stanie więcej wycisnąć z tych postaci (obu) ale wówczas mógłby trochę przysłonić resztę filmu.
„Jack Strong” to świetnie poprowadzony kryminał. Potrafi przyprawić o szybsze bicie serca i wzbudzić nienawiść do tłustych ryjów rosyjskich okupantów. Pasikowski zgrabnie buduje napięcie otwierając film mocną sceną. Co chwila także „dokręca” materiał. Z kunsztem posługuje się muzyką dzięki czemu steruje emocjami widzów. I chyba tylko w końcówce trochę przedobrza (pościg samochodowy i scena ucieczki najmłodszego syna). Jednakże w kontekście całego filmu – gęstego od ciężkiej atmosfery inwigilacji, dziejącego się w ciasnych, brudnych pomieszczeniach w idealnym wręcz tempie, mogę spokojnie przymknąć na to oko.
Pasikowski potwierdził, że jest jednym z niewielu polskich reżyserów potrafiących kręcić kino gatunkowe i robić to naprawdę fachowo. Podoba mi się też to, że po raz kolejny sięga po ciężki temat. „Jack Strong” nie wzruszy pewnie takiej medialnej wrzawy jak „Pokłosie”, ale jest chyba filmem bardziej udanym. Podoba mi się, że Pasikowski ma odwagę budować ten pomnik bohaterowi spychając poza nawias wszelkie kontrowersje jakie narosły wokół pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Nie mam jednak wątpliwości, że na kolejny film Władysława Pasikowskiego będę teraz czekał bardziej niż na następną część przygód bohaterów Marvela.