Jeżeli jeszcze w nie nie graliście to pora to zmienić.
Są gry, którym zabrakło szczęścia. Przechodzą po cichu, bez większego echa. Zostają zapomniane. Często to efekt nieprzemyślanych decyzji marketingowych. Innym razem zwykły pech, albo zbyt silna konkurencja.
W tym zestawieniu przedstawiam kilka właśnie takich gier. Dzisiaj można je pewnie kupić spokojnie poniżej 30 zł. Za każdym razem warto. Bo każda z przedstawionych tutaj gier ma w sobie coś niezwykłego. Coś co przykuje was do telewizora lub monitora i nie puści przez wiele godzin.
Tym razem pod uwagę biorę tylko tytuły akcji, które wyszły na PC i konsole poprzedniej generacji (Xbox 360 i PS3) w ciągu ostatnich czterech lat. Mowa o grach dużych, pełnych, którym jednak czegoś zabrakło i pewnie nigdy nie doczekają się kontynuacji. Leżą teraz samotne na różnych wyprzedażach i czekają na swoją drugą szansę.
Jakie to jest? Niby Call of Duty, które tak naprawdę jest anty Call of Duty.
Czemu nie wyszło? Gra reklamowana była z jednej strony jako kolejna wesoła zabawa w żołnierza, z drugiej jako growa adaptacja „Jądra Ciemności”, Josepha Conrada. Trochę dysonans, prawda? Co więcej to to drugie określenie jest dużo bliższe prawdy niż początkowo się wydawało. Ta gra przez wiele osób nie została zrozumiana. Co dziwniejsze – to, że powstała to jakaś absolutna anomalia! Nie wyobrażam sobie kto w dużej korporacji podjął decyzję o robieniu takiego tytułu zamiast kolejnej, wesołej strzelanki.
Dlaczego warto zagrać? Jeżeli jeszcze jej nie znacie – po prostu zagrajcie. Nie chce psuć Wam tego doświadczenia. Uwierzcie mi na słowo, że musicie to zrobić, a może zmieni to chociaż trochę sposób w jaki patrzycie na gry.
Jakie to jest? Mądre, śliczne i dobre.
Czemu nie wyszło? Nie mam pojęcia. Na deweloperze tej gry, firmy Ninja Theory chyba wisi jakieś fatum. Każda kolejna ich gra jest świetna, a nigdy nie odnosi kolosalnego sukcesu.
Dlaczego warto zagrać? Co jakiś czas grę robią prawdziwi artyści. Ludzie, którzy dokładnie wiedzą co chcą zrobić, jakie emocje wywołać, jaką historię opowiedzieć oraz jakie środki wyrazu do tego dobrać. Enslaved jest właśnie taką świadoma, spójną grą. Opowieść oparta jest o klasyczną, chińską powieść – „Podróż na Zachód”. Temat przetwarzany przez setki dzieł (nawiązania znajdują się np. w doskonale znanej serii anime i mang „Dragon Ball”) tutaj stał się motywem wyjścia do wspaniałej przygody.
Enslaved to gra o podróży młodej dziewczyny Trip i bardziej doświadczonego, silnego Monkeya. Nie jest to związek romantyczny. Monkey zaczyna przygodę jako niewolnik Trip. Podróżujemy po post-postapokalpitycznej ziemi. Świetne postaci, dialogi, historia, styl, rozgrywka – tej grze nie brakuje niczego.
Jakie to jest? Cyberpunkowa strzelanka z genialnym trybem kooperacji.
Czemu nie wyszło? Ta gra stała się ofiarą swojego tytułu. Dobrany był on na siłę i odwoływał się do nostalgii za kultowym Syndicate od Bullfrog. Kiedy zamiast izometrycznej, lekko taktycznej strzelanki zaprezentowano pełen akcji FPS w sieci nieźle zawrzało. Dodatkowo gra na zwiastunach wyglądała dosyć przeciętnie. Niewiele osób dało grze szansę.
Dlaczego warto zagrać? Starbreeze Studios nie robi słabych tytułów. Syndicate nie jest wyjątkiem. Szybka akcja, świetny design i rewelacyjnie pomyślane wszczepy agentów korporacji. Do tego fajna zabawa z dosłownością terminu „biznes to wojna”. Może główna linia fabularna nie porywa (ale strzela się świetnie!) to wciągający tryb kooperacji dla czterech graczy przyprawiony klasami postaci i ulepszeniami do nich to po prostu majstersztyk!
Jakie to jest? Lekko taktyczna strzelanka z kosmitami w latach 50. ubiegłego wieku.
Czemu nie wyszło? Kolejna ofiara własnego tytułu. The Bureau zostało oryginalnie zapowiedziane jako nowy XCOM. Grę taktyczną zastąpiono tutaj strzelanką fps w bardzo ciekawym settingu lat 50. Błąd podobny jak w przypadku wydanego rok wcześniej Syndicate. Wielka afera i protesty fanów oryginału doprowadziły do tego, że gra została zmieniona w hybrydę strzelanki i gry taktycznej. Potem wydano ją cichaczem pod tytułem The Bureau, bez chwalenia się i w cieniu genialnego XCOM: Enemy Unknown, które uspokoiło wściekły tłum.
Dlaczego warto zagrać? Bo to ciekawa gra. Może nie idealna, ale z fajną fabułą i ciekawymi postaciami. No i ten klimat! Jestem w stanie wybaczyć jej wiele dzięki fantastycznemu klimatowi sci-fi z lat 50. Żałuję tylko, że nie wyszła w oryginalnym kształcie i że afera spowodowała, że została skończona w pośpiechu. Widać tutaj szwy, cięcia i oszczędności. Ja i tak nie mogłem się od niej oderwać. Gra też zawiera jedną, cholernie ciekawą woltę fabularną, która tłumaczy nam gatunek gry i perspektywę kamery, z której patrzymy na bohatera. Bomba.
Jakie to jest? Jako napakowany półbóg, a właściwie ultramarine przebijasz się przez szwadrony orków. Strzelasz, tłuczesz i czujesz MOC!
Czemu nie wyszło? Bo ludzie oczekiwali, żee firma Relic zrobi kolejną strategię w kultowym uniwersum, a nie świetnego slashera, w którym przebijać będziemy się przez hordy kosmicznego grzyba (tak, orki w tym uniwersum są grzybem).
Dlaczego warto zagrać? Bo to gra o chrzanionym, kosmicznym ultramarinie! I poczujesz się tu jak półbóg zesłany przez gniewnego Imperatora w celu ukarania wrogów. Urocza, lekka jatka. Ach ci orkowie krzyczący w strachu, ci żołnierze Imperium patrzący na Ciebie z podziwem… Ten tytuł jest wspaniały.
Jakie to jest? Zabawne i przeładowane akcją
Czemu nie wyszło? Podobna zawiniła zbyt duża brutalność i zbyt dosadny język. Co prawda brzmi to jak totalne pieprzenie. Po prostu nowa marka się nie przyjęła. Szkoda.
Dlaczego warto zagrać? Bo to świetna gra podchodząca do wszystkiego na ogromnym luzie. Pełna dobrych dowcipów. Posiadająca ciekawy styl graficzny no i oczywiście świetną mechanikę walki punktującą najbardziej szalone akcje.
Jeżeli nie znacie, to spokojnie mogę też polecić: