Fot. na licencji CC Kyle Flood/Wikimedia
Byłem głupi, ale zmądrzałem. Byłem ślepy, ale widzę. Błądziłem, ale już znam drogę. Obiecuję więcej nie grzeszyć…
Tak, przyznaję się do błędu. Nie lubię tego robić (i niezbyt często muszę ;), ale czasem trzeba. Remake RoboCopa oceniłem przed obejrzeniem. Spisałem go na straty. Byłem w błędzie. Film jest dobry i otworzył mi oczy na bardzo przykry fakt – fanboje zachowują się jak płaczliwe bachory! Byłem jednym z nich, ale już otarłem łzy.
Przykro mi, że muszę to mówić, ale zastanawiając się nad ostatnimi latami pop kulturowego życia utwierdziłem się w tym przekonaniu. Fanboje – beczycie jak małe dzieci, którym przeszkadza wszystko co inne. Nawet jeśli nowe pieluchy mniej cisną w tyłek i lepiej chłoną wasze siuśki.
Remake. Oto jedno słowo, które wyjaśnia wszystko co mam na myśli. Jeśli chcecie sprawić, by mała dzidzia płakała, zróbcie remake jej kultowego filmu. Racjonalne argumenty przestaną mieć znaczenie, zdrowy rozsądek nie będzie funkcjonował, umiejętność czerpania przyjemności z prostego, masowego kina zostanie całkowicie wyłączona.
W momencie gdy po 20 czy 30 (Jezu!) latach ktoś będzie śmiał tknąć brylant światowej kultury, musi dostać po tyłku. Wszak są to klejnoty bezcenne, bez których historia ludzkości potoczyłaby się zupełnie innym, o wiele bardziej barbarzyńskim torem.
Fanboje kochają stawiać pomniki chwały na piedestale własnych wspomnień. Rozumiem to, bo sam to robię. Commando to w moich wspomnieniach najlepszy film akcji. Szklana Pułapka nie ma wad. Predator jest idealny. Terminator się nie starzeje. Później oglądam je na nowo i nadal się świetnie bawię, ale widzę te klisze, tanie sztuczki i konstrukcyjne płycizny.
Są filmy, których nowa wersja wywołałaby u mnie odrazę. Powrót do przyszłości, Szczęki, każda kolejna część Szklanej Pułapki… Ale wiem że prędzej czy później ktoś je zrobi na nowo i teraz nie mam już nic przeciwko. To fajne historie, ale czas ucieka i niedługo będą tylko wspomnieniem. Ile znacie osób w wieku 18 lat, które widziały Przeminęło z wiatrem albo Casablankę? Nie słyszało o nich, tylko obejrzało od początku do końca?
Pomysł, by zrobić ich remake brzmi fatalnie, ale na Boga! Popkornowe kino akcji to nie Obywatel Kane! Nie musimy bronić ich chwały za cenę zdrowego rozsądku. Jeśli są aż tak znakomite jak podpowiadają nam wspomnienia, to obronią się same. I żadna nowa wersja tego nie zmieni.
Żeby było jasne, nie bronię wszystkich rimejków. Prawda jest taka, że wiele z nich nie reprezentuje sobą nic nowego i tylko odcina kupony od znanej marki. Ale nawet jeśli tak jest, jeśli coś jest zrobione tylko dla pieniędzy i bez serca, to i tak nie wyrabiajmy sobie zdania przed premierą.
Nowe wersje filmów oceniajmy po seansach i biorąc pod uwagę to, czym są, a nie czym były ich oryginały 30 lat temu. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale remake nie zawsze musi być zły. Nawet jeśli robot ma zły kolor, a akcja dzieje się nie na tej planecie co dawniej.
Pieluszka może być dobra, nawet jeśli jest innej firmy. Nie beczcie.
Fot. na licencji CC Kyle Flood/Wikimedia