44 odcinki. Tyle potrzebował serial Marvela Agents of S.H.I.E.L.D. żebym w końcu mógł go z czystym sercem polecić.
Agenci SHIELD dali czadu. Inauguracja trzeciego sezonu to najlepszy odcinek w historii tego serialu. Nie myślałem, że to kiedykolwiek napiszę, ale teraz autentycznie i szczerze (nie ironicznie) polecam Agentów S.H.I.E.L.D. A przynajmniej początek 3 serii serialu Marvela.
Nie oglądajcie pierwszego sezonu. Jest koszmarnie zły. Nie oglądajcie drugiego sezonu, bo ten jest po prostu zły. Marvel ewidentnie nie wiedział co zrobić ze swoim serialem i błądził z nim jak dziecko we mgle wpychając widzom kompletnie nudne i miałkie wątki nie będące w stanie być kręgosłupem dla całości. Do czasu aż w drugim sezonie serialu zagościł wątek Inhumans. I zaczęło robić się ciekawiej. Może jeszcze nie dobrze, ale przynajmniej ciekawie.
A potem zrobiło się dobrze. Przynajmniej na chwilę. 3 sezon to taki trochę restart. Zmieniają się charaktery postaci. Ucięto najbardziej irytujące wątki. Zniknął więc przystojny agent Grant (chociaż materiały promocyjne niestety zwiastują jego powrót), zniknął wkurzający Calvin Zabo (mister Hyde). Zrobiono czystkę i zostawiono tylko to, co się sprawdzało.
Już scena otwierająca obiecuje nam wiele. Dużo akcji, efektów. Są supermoce, Skye (a przepraszam Daisy, bo tak teraz nazywa się dziewczyna). Jest nawet nowy samolot baza i mała akcja szpiegowska. No niczego nie brakuje. I wszystko to skompresowane w 5 minut. Jest dobrze.
Potem myślałem, że serial wróci do znanej nam nudy – baza, korytarze, szarość. A tu miłe zaskoczenie. Fitz szaleje gdzieś na bliskim wschodzie, Skye (tfu Daisy) chętnie używa swoich mocy. Coulson spotyka się w pociągu z konkurencyjną SHIELD agencją. Potem jakiś potwór gania po szpitalu (nie jestem na tyle głęboko w Marvelu żeby wiedzieć czym on jest. I to mnie cieszy). Super. Cały czas coś się dzieje i co ważniejsze – wszystkie akcje są starannie zaplanowane i przemyślane. Mają znaczenie.
Z bohaterami stało się coś ciekawego. Bobby przestała być agentem polowym, a zaczęła być naukowcem (bo czemu nie). Fitz stał się twardzielem. Kozakiem stała się tez w końcu Skye (tfu Daisy!). I ta odmiana była potrzebna. Teraz między postaciami aż skrzy. W końcu możemy im kibicować. Tylko Coulson bez zmian (oprócz nowej metalowej ręki).
Cały motyw inhumans jest natomiast solidnym wątkiem, który może udźwignąć sezon, czego brakowało w poprzednich seriach. Zarysowuje się nieźle pokręcona fabuła z przynajmniej czterema grupami o sprzecznych interesach – inhumans, SHIELD, nowa agencja prezydenta i coś co owych ihnumans zabija.W końcu agenci mogą zająć się czymś dużym, a nie tylko sprzątaniem bałaganu po kinowych kolegach.
Czyżby agenci znaleźli w końcu na siebie sposób?
Inauguracja 3 sezonu daje czadu, ale co dalej? Czy wystarczy mocy na kolejne 21 odcinków? Wątpię. Ten odcinek był za dobry. Za wiele obiecał. A ten serial już nie raz udowodnił, że jedyne co robi dobrze to niespełnianie obietnic. Póki co wiem, że dam agentom jeszcze jedną szansę. Ten ostatni raz.