Komedia o wampirach z San Francisco w trzech aktach.
O tych książkach rozmawiamy też w 33 odcinku Masy Kultury
Tytuł: Krwiopijcy Love Story ( Bloodsucking Friends. A love story), Ssij Mała Ssij Love Story (You Suck. A love story)
Autor: Christopher Moore
Gatunek: wampiryczna komedia obyczajowa
W dramacie występują: młoda, seksowna wampirzyca, początkujący pisarz ze wsi, stary wampir, bezdomni, Cesarz San Francisco z rycerzami (dosyć mocno śmierdzącymi), zwierzaki, trup w zamrażalce, niebieska dziwka, gliniarze. I martwa dziwka (bo chyba wszyscy w San Francisco lubią martwa dziwki!)
To autor o którego istnieniu przypominam sobie od czasu do czasu. Nigdy jednak nie zauroczył mnie tak mocno, abym z wypiekami na twarzy czekał na jego kolejną książkę. Dotychczas spośród napisanych przez niego powieści najbardziej spodobały mi się „Baranek” i „Czarna Robota”. Trochę gorzej oceniam „Najgłupszego Anioła”. Teraz los znowu splótł mnie z twórczością Moora. W bibliotece trafiłem na dwie pierwsze części trylogii o wampirach z San Francisco. Czy tym razem Moore zahipnotyzował mnie jak Hrabia Dracula?
Historia opowiada o dziewczynie – Jody, która niespodziewanie zostaje przemieniona w wampira. Następnie odkrywa wszelkie kłopoty i przywileje jakie się z tym wiążą. A do tego jeszcze poznaje chłopaka. I dostaje dwa żółwie jaszczurze oraz kamienice w artystycznej (czytaj pełnej żuli i meneli) dzielnicy. Jody musi zmierzyć się ze słońcem, poszukiwaniem pożywienia, bandą pijanych łowców wampirów, policjantami i swoją mamą… A co, myśleliście, że życie wampirów jest usłane różami? Moore tak nie twierdzi. Dla niego życie współczesnych wampirów to wieczna katorga, co gorsza pozbawiona porannej kawy.
Jakby jeszcze nie było to jasne, to sprecyzujmy – trylogia Moore’a to komedia, a nie horror. A może nawet i komedia romantyczna? Cały temat wampirów i ich łowców, autor traktuje z typowym dla siebie przymrużeniem oka. Główna oś fabuły (niezwykle licha) jest dla niego pretekstem dla konstruowania abstrakcyjnych żartów. Oczywiście te kawały często związane są z faktem, że główna bohaterka jest martwa i musi w jakiś sposób ukrywać się wśród ludzi. I zdecydowanie najlepiej wypadają tutaj słowne potyczki między bohaterami. Dialogi ociekają humorem. Miłośnicy Douglasa Adamsa i Terrego Pratcheta poczują się tutaj jak w domu. Moore udowadnia, że potrafi budować niezwykle naturalne, a jednak abstrakcyjnie zabawne dialogi i sytuacje.
Ten autor nigdy nie ucieka zbyt głęboko w fantastykę. Trzyma się raczej klasycznego horroru i do przedstawionego świata (San Fracisco z końca ubiegłego wieku) wkłada tylko kilka fantastycznych elementów (w tym wypadku są to wampiry). Potem sprawdza jak w obliczu takiego zagrożenia zachowaliby się mieszkańcy miasta. A warto dodać, że są to bardzo oryginalni mieszkańcy. W książkach pojawia się cała plejada bezdomnych, wiecznych imprezowiczów, kilku dresiarzy… Po prostu śmietanka nocnych mieszkańców San Francisco z niezawodnym Cesarzem na czele.
Książka zbudowana jest na podstawie pytania – „co właściwie byś zrobił jakbyś z dnia na dzień został nieśmiertelny, musiał pożywiać się ludźmi, nie mógł wychodzić na światło słoneczne i tak dalej?” Moore stara się na nie odpowiedzieć możliwie rzetelnie. Wampiry u niego myślą jak ludzie, działają jak ludzie, ale jest także w nich coś zdecydowanie nie ludzkiego. Coś zwierzęcego, przerażającego i potwornego. A przynajmniej jest to wtedy, gdy wstaną z trumny lewą nogą.
I takie właśnie są książki Moore’a o wampirach – posiadają szczątkową fabułę podporządkowaną całkowicie serii żartów, ale są zabawne i mają fajnych bohaterów. A ewentualne braki nadrabiają żartami o piersiach (w drugiej części aż w nadmiarze!).
W książkach podobało mi się: wyraziści bohaterowie, świetny humor, żołwie w brązie, łowy na wampiry, eksperymenty na wampirach, krótkie rozdziały (uwielbiam krótkie rozdziały!), gliniarze na tropie
W książkach nie podobało mi się: brak silniejszego wątku przewodniego (np. jakiejś zagadki), wyraźny spadek formy autora w drugim tomie
książki Moore’a czyta się niezwykle lekko (jedna część starczy na 2-3 wieczory) i przyjemnie. Dobry humor i szczypta horroru to zdecydowanie odpowiednia mieszanka na ciemne popołudnie. Jednak chwilami (zwłaszcza w drugim tomie) opowieść niebezpiecznie spowalnia, a autorowi trochę brakuje tchu. Zupełnie jakby wypstrykał się już ze wszystkich żartów, co próbuje zakryć trochę zbędnym wulgaryzmem. Ciąg przyczynowo skutkowy staje się coraz mniej istotny, a bohaterowie pojawiają się jakby wyskoczyli nagle z kapelusza. Dlatego zdecydowanie lepiej wypada pierwsza książka z serii. Mimo, że starsza (wydana w 1995 r.) sprawia wrażenie świeższej niż „Ssij Mała Ssij” (2007 r.) Jeżeli ktoś nie miał jeszcze styczności z Moorem to zdecydowanie na start polecałbym mu inne książki tego autora – „Brudną Robotę” (też San Francisco, ale zamiast Wampirów mamy tutaj… Śmierć) lub „Baranka” (ten drugi może przypominać wam nieco „Żywot Briana” od Latającego Cyrku Monty Pythona”). Co do trylogii o wampirach – nie jest to może literackie objawienie na miarę pierwszego kontaktu z Douglasem Adamsem, ale nadal to solidne, komediowe książki. Warto przeczytać, zwłaszcza gdy same wpadną nam w ręce.
PS
Christopher Moore napisał trylogię o wampirach (trzecia część nazywa się Gryź Mała Gryź (You Bite. A love Story), ale jeszcze nie miałem okazji jej przeczytać. Dlatego na razie tekst odnosi się do pierwszych dwóch części. Jeżeli najnowsza część będzie od nich pod jakimś względem odstawać – na pewno poinformuje was o tym na Masie Kultury.