Dwayne „The Rock” Johnson płacze. I o dziwo wcale to nie razi.
Tytuł oryginalny: „Snitch” (tytuł polski „Narkotyki to zło!”)
Gatunek: zaskakujący
Reżyserował: kaskader
Za występy pensje pobrali: Krol Skorpion, gość za zajebistą brodą, Louise, chodzący trup, pani z greckim nazwiskiem, Nadine „mniam” Velazquez
W skrócie: syn Rocka ma problemy. Rock je rozwiązuje
Handlarzem narkotyków można stać się nawet przez Skype’a. Wystarczy zgodzić się na przetrzymanie przez jeden dzień paczki pełnej narkotyków i BUM! Lądujesz w więzieniu na 11 lat. No chyba że twoim ojcem jest Król Skorpion. Nawet jego bardziej miękka wersja z tego filmu jest dostatecznie twarda by przyjąć na klatę całą siłę kartelu narkotykowego.
Tylko, że ten film tak naprawdę nie jest o tym…
Historia o czymś, miękki Rock i efekty pirotechniczne.
Zwiastun, który znów pokazuje cały film.
Płaczący Rock. Każda w której samochód się przewracał lub eksplodował.
Jeśli jesteś byłym zapaśnikiem i wyglądasz tak jak Dwayne „The Rock” Johnson, to musisz starać się pięć razy bardziej, by nie zostać zaszufladkowanym. Dwayne próbował już to robić dawniej, grając chociażby Wróżkę Zębuszkę. Teraz ma więcej oleju w głowie i pdchodzi to tematu bardziej ze smakiem.
„Snitch” to dla Dwayne’a Johnsona dokładnie taki sam film, jak „A Man Apart” dla Vina Diesela. Obydwa były reklamowane jako filmy akcji, w obydwóch występują karki i obydwa nie są tym czym się wydają. Rock próbował już czegoś bardziej ambitnego w „Walking Tall”, ale w „Snitchu” idzie dalej. Jest największy fizycznie, ale najmniej twardy. Jego postać, to nie jest macho trzymający w jednej ręce karabin, a w drugiej wyrzutnię rakiet nuklearnych. To zwykły gość, mąż, ojciec, pracodawca, który musi poradzić sobie w niezwykłej sytuacji. Oczywiście jest tu lekki dysonans, bo Dwayne nadal wygląda jak chodzący pancernik, ale owe człowieczeństwo bohatera jest na tyle wyraźnie pokazane, że gdy wreszcie Rock płacze, to scena nie razi (chociaż też nie powala na kolana :).
Produkcja jest niezła. Jest tu kilka fajnych scen akcji, ze znakomitymi efektami pirotechnicznymi (reżyser Ric Roman Waugh, to głównie kaskader), ale tak naprawdę to nie jest film akcji. A już na pewno nie typowy film akcji z Dwaynem. Twórcy chcieli powiedzieć coś konkretnego na temat wojny z narkotykami i wydaje się, że wybrali takiego aktora i taki sposób promocji, by przyciągnąć większą widownię do kin. Lekko ich oszukują, ale tym razem w dobrą stronę.