PKP, SERYJNI MORDERCY, NERDY I NALEŚNIKI. MÓJ PYRKON 2013

Marzec 28th, 201318 komentarzy

Wiara ludzi na Pyrkonie

 

Co zdarzyło się w Poznaniu, zostaje w Poznaniu? Nie!

Szymon wprowadził Was już w Pyrkonowy nastrój. Ale co on tam może wiedzieć. To Poznaniak. I do tego ciągle gada „tej”, jakby miało to jakiś sens. Posłuchajcie jak to naprawdę było. A, że mało o samym festiwalu napiszę to nic. Ważne, że jadłem naleśniki i pierogi z pieca. Tej!

PKP – PANIE KIERUNEK POZNAŃ?

Moja przygoda zaczęła się w piątek, w pociągu relacji Gdańsk – Poznań. Nic to, że pociąg objęty był całkowitą rezerwacją miejsc, bo przez internet kupiłem bilet bez miejscówki i do dziś nie wiem jak to uczyniłem. Zniszczyłem system, taki ze mnie haker. Na całe szczęście bez problemu znalazłem miejsce w klasycznym przedziale integracyjnym. Obok siedziała młodzież zmierzająca do Warszawy, co mnie trochę zaniepokoiło. Bo jak to, z Gdańska do Warszawy przez Poznań? Chociaż moja wiara w absurdy PKP jest dosyć duża, także uwierzyłem, że i to może się zdarzyć. I to był błąd. Konduktor grzecznie skasował bilet. I tak sobie jechałem spoglądając to do książki, to do mojego napiętego harmonogramu na Pyrkon. Pociąg monotonnie łykał tory, a obok kibice zmierzający z Gdyni na mecz polskiej reprezentacji śpiewali wesoło. Coraz weselej z każdą minutą. Właściwie to po trzech godzinach byli już tak weseli, że o porażce polskiej drużyny dowiedzieli się pewnie dopiero w poniedziałek z wiadomości. Bo nie wierzę, że doturlali się jakimś cudem do stadionu.

I wszystko było ok, aż do Bydgoszczy. W tym uroczym mieście (sarkazm detektor! Jestem z team Toruń!) okazało się, że pociąg zaczyna jechać do tyłu. I właściwie teraz to on jedzie już do Chorzowa. A jak chce dostać się do Poznania, to lepiej abym wyskoczył w Toruniu, albo szukał nowego połączenia. Do dziś nie wiem właściwie co się stało. Prawdopodobnie wagon, którym jechałem i mój do Poznania były podpięte pod jedną lokomotywę. A, że nie miałem miejsca siedzącego to wybrałem zły wagon. Konduktor mnie o tym nie poinformował, kartki z trasą nie było przy drzwiach do kibla. Powinienem na każdej stacji wystawiać łeb przez okno i sprawdzać czy wagon się nie odłącza. No nieważne. I tak byłem wdzięczny, że pociąg stanął na stacji w Toruni, a nie musiałem wyskakiwać przez okno. Dzięki ci PKP! Z Torunia musiałem kupić nowy bilet. I w końcu do Poznania dojechałem. Trzy godziny później niż planowałem.

Pyrkon, pyrkonem. Ale pada złąpać trzeba

Pyrkon pyrkonem, ale pada złapać trzeba. Proszę zwrócić uwagę na moją zmęczoną życiem twarz i zapadnięte ramiona. Tak wygląda człowiek po przejażdżce  PKP.

GEARS OF WAR I NALEŚNIKI ZAMIAST KOŃCA ŚWIATA I NIEŚMIERTELNYCH

W końcu przyjechałem do Poznania i stwierdziłem, że skoczę do Szymona (u którego miałem też spać), zostawię rzeczy i pojadę na festiwal. Ale jak już u Szymona byłem to chcieliśmy wypić szybkie piwko. Jak to bywa z jednego piwa zrobiło się drugie, a z drugiego trzecie.  A z trzeciego wizyta w Żabce i powrót z dalszą amunicją. A potem Szymon wyjął Gears of War Judgement. I tak zamiast paneli o niesmiertelnych i końcu świata włączyliśmy sobie grę. I wesoło strzelaliśmy, biegaliśmy, cięliśmy spalinówkami i głaskaliśmy kota, gdy nagle dołączył do nas Jasiek z Małego Filmidła. Jasiek też u Szymona miał nocować (Hotel Adamus poleca się na przyszłość! Przystępne noclegi w najlepszej cenie!). A, że Jaśka na oczy wcześniej nie widzieliśmy to odłożyliśmy grę w kąt i chwyciliśmy kolejne piwa. Potem to nawet na stole pojawiła się wódka, albo jeszcze inne cholerstwo (jak to jest, że mocny alkohol zawsze pojawia się na stole tak niespodziewanie? Jak ninja!)

I głębokie spojrzenie w oczy młodego cole Traine'a

I głębokie spojrzenie w oczy młodego Cole

A potem była pobudka. Łeb może i trochę bolał, ale bez przesady. Wszelkie objawy kaca zniwelowały świetne naleśniki, a właściwie to raczej amerykańskie pancake. Jasiek je nasmażył, na coś się przydał i w przeciwieństwie do mnie, nie wyszedł na totalnego pasożyta. Szymon wyciągnął dżemy babci (czaaaad) i masło orzechowe. No po prostu odjazd. Zapomniał tylko tym cudom świata fotę pstryknąć. Zamiast tego stwierdził, że sfotografuje wszystkie sprzęty Apple jakie znalazły się u niego w mieszkaniu. Ja chociaż dopchnąłem mój mały mikrofon, żeby chociaż jeden przedstawiciel mojego plecaka na fotkę się załapał.

A mojej komórki nie chcieli. Czułem się trochę wyalienowany

A mojej komórki nie chcieli. Czułem się trochę wyalienowany

PRZYJECHAŁEM NA PYRKON, CZY NA NA NALEŚNIKI?

W końcu jednak poczucie obowiązku wzięło górę i ruszyliśmy na Pyrkon. W Międzynarodowych Targach Poznańskich przywitała nas wielka kolejka. Po chwili okazało się, że w sumie to jesteśmy VIP i pany. Oznaczało to, że nie musieliśmy w niej stać jak zwykli ludzie. No wiadomo w końcu Jestę Blogerę i do przodu!  Nasz panel mieliśmy dopiero o 16:00.  Było trochę czasu na zabawę. Najpierw poszliśmy na wykład Anety Jadowskiej na temat seryjnych zabójców. Było super. Poza drobnym faktem, że w małej sali nie było klimy przez co i ja niemal seryjnym zabójcą zostałem. Na całe szczęście niedotlenienie organizmu po chwili dało o sobie znać i chęć mordu zastąpiło otępienie z powodu braku tlenu.

Z resztą z tej świetnej prelekcji dowiedziałem się, że naprawdę źle jest dopiero w momencie, gdy:

  • nie masz w domu żadnej wolnej szafki na świeże ciała,
  • regularnie chodzisz do dominy, żeby połazić na czworaka i potoczyć jajko na twardo.

Aż tak źle to ze mną nie jest. Jeszcze.

A czy Ty nadajesz się na seryjnego zabójcę?

A czy Ty nadajesz się na seryjnego zabójcę? Aneta Jadowska w akcji. Nerdy na widowni.

Spotkanie z Grzędowiczem i Mastertonem przeleciało nam koło nosa. Właściwie do 15:00 mieliśmy ciągle coś do załatwienia i niczego nie udało nam się zobaczyć. Oczywiście nerdów widzieliśmy, ale o tym pisał już Szymon. Ja jeszcze trafiłem na turniej bardzo fajnej nerdo – gry polowej. Chodziło o to, że dwie drużyny okładały się pałami (to już mi się podobało samo w sobie), a ich biegacz miał złapać przedmiot nazwany „czaszką” i dobiec z nim do bramki przeciwnika. Takie trochę rugby z mieczami i pałami. Po chwili nawet już zacząłem łapać zasady i kibicować. Ciekawsze to od piłki nożnej i nikt tyłka nie pokazywał. Ktoś na podstawie mojego fachowego opisu potrafi nazwać ten sport?

MASA KULTURY JEST W MAŁY FILMIDLE

Była też robota.  Czyli nasz panel. Zabawa fajna, ale stresu co nie miara. Gdzieś tam w międzyczasie dołączył do nas jeszcze Przemek z Małego Filmidła. Panel zaczął się z małą obsuwą (około 16:20) bo musieliśmy przygotować cały sprzęt do nagrywania i znaleźć salę (co też było wyzwaniem!) Dyskusje prowadził Sebastian Szwarc, szef bloku filmowego na Pyrkonie. Zresztą on też odpowiadał za całą logistykę spotkania i tutaj wypada mu podziękować również za samo zaproszenie.

Powiedzmy to sobie wprost – tłumów nie było. Ale i tak jak to zauważył słusznie Jasiek – na widowni siedziało więcej osób niż na scenie. Także na plus. Na plus był także fakt, że w tej sali działała klima. Już wtedy wiedziałem, że wszystko musi się udać. Nie będę w tym momencie relacjonował o czym mówiliśmy. Mam nadzieję, że to wszystko usłyszycie (a może nawet i zobaczycie) w specjalnym wydaniu Masy Kultury, które ukaże się pewnie za dwa – trzy tygodnie. Czyli wtedy gdy zechce mi się w końcu wziąć za składanie i edytowanie materiału.

Słowem wstępu. Było ciekawie. Jeszcze fajniej zrobiło się, gdy do dyskusji włączyła się publika. Ważne jest to, że na koniec udało mi się pobawić w gwiazdę rocka i zrobić gromkie:

– My mówimy Masa, Wy mówicie… – zanitowałem,

– Kultury – odpowiedziała publika.

Cool.

Frekwencja na spotkaniu z nami i tak była niezła biorąc pod uwagę, że o tej samej godzinie występowali między innymi Adrian Chmielarz, Jacek Dukaj, Jakub Ćwiek i Bogusław Polch… Dlatego wypada serdecznie pochwalić tych co przyszli. I tak udało nam spotkać się z Mando z radia Stephen King, z Jerrym (Jerry’s Tale) oraz naszymi słuchaczami  Geeko i Weroniką. Tak, dziewczyny, też gdzieś tam są! Na sali był jeszcze Ynleborg, ale niestety do dziś nie potrafię połączyć twarzy z ksywką. Ynleborg, ukrywałeś się, czy z nami dyskutowałeś podczas nagrania lub zaraz potem? Koniecznie daj znać!

panel masa kultury pyrkon 2013

Na widowni gęsto. Wolnych krzeseł brakuje. Wszyscy przepychają się, aby być bliżej nas. Chaos jak na Cyprze po kradzieży pieniędzy z kont mieszkańców. A w tak zwanym międzyczasie kilka osób się wyspało.

PIWO, KIBEL U BABUNI I POŁUDNICA

Po nagraniu w przyjacielskiej grupie ruszyliśmy na piwo, a potem na jedzenie. Padło na Chatę u Babuni w Poznaniu (Jerry – dzięki za azymut i pokaz poznańskiej gościnności! I żałuj, że na pieroga z nami nie poszedłeś!). I tu trzeba powiedzieć dwie rzeczy. Jeżeli ktoś był w Poznaniu i nie wstąpił do Chaty Babuni na pieczone pierogi to równie dobrze mógł w ogóle nie ruszać tyłka z domu. Po prostu babunia wymiata i basta. Obsługa miła, żarcie pyszne i niedrogie, a te toalety! To królowie lepszych wygódek nie mieli. Ba! My nawet w tych wygódkach fotki sobie na fejsiki robiliśmy. Full wypas.  Dalej tradycyjnie – piwo i integracja. Na zewnątrz minus 12 stopni (to się nazywa poznańska wiosna). Na teren Pyrkonu wróciliśmy przed północą. Jerry nam kazał. Na pokaz niemego filmu z 2005 roku –  Zew Cthulhu. A, że przedwiecznych się boimy to nie wypadało nie przyjść. Oczywiście była tu drobna obsuwa czasowa i pokaz zaczął się chyba z 20 minut później niż planowano. Ale to nie ważne. Ważne jest to, że do filmu na żywo muzykę wykonywał zespół Południca.

I to było świetne!

Muzyka Południcy była taka jaka być powinna – niepokojąca i drażniąca nerwy. Chwilowo uspokajała by potem zabrać nas na oceany szaleństwa. W sąsiedztwo wielkich przedwiecznych. Wspaniałe i mocno niepokojące przeżycie. Szczególnie, że obok mnie zasiadał sam Cthulhu. Z mojego punktu widzenia absolutnie najjaśniejszy punkt całego konwentu.

film zew chtuhlu i południca

Chtulhu żyje i idzie po was. Drżyjcie przed przedwiecznymi. Czy jakoś tak.

ŻOŁNIERZE KOSMOSU ZAMIAST SUPER BOHATERÓW

Fakt, że ominęła mnie większość paneli chciałem odbić sobie w niedzielę. Miałem ambitny plan. Oczywiście nic nie wyszło, bo Szymon zapuścił Żołnierzy Kosmosu. I tak poranek niedzielny spędziliśmy przy filmie i stale wyszczerzonej Denise Richards (z wrażenia chyba napiszę recenzję). A potem okazało się już za późno na cokolwiek. Miałem tylko czas powłóczyć się 30 minut po Pyrkonie i uciekać na dworzec. Ale w niedziele o 14:00 festiwal już dogorywał. Fanów mniej, przebierańców mniej a sklepiki i klocki lego już poskładane. Pyrkon żegnał się już z nerdami. I ze mną.

No i to wszystko. Jak widzicie sam Pyrkon tylko liznąłem. Lepiej poradził sobie Jerry,  jeżeli szukacie więcej faktów, a mniej naleśników – zapraszam na jego blog.

PS

Tak, moje słodkie pamperki – powrót odbył się bez zakłóceń. Niech żyje nam PKP!

Wspólna konsumpcja pierogów babuni i zachwyty nad toaletą

Wspólna konsumpcja pierogów babuni i zachwyty nad toaletą. Czyli szczere uśmiechy z Poznania na pożegnanie z Pyrkonem 2013

« PYRKON – WIELKI, MAŁY KONWENT
PRZYGLĄDAJCIE SIĘ UWAŻNIE JAJOM, CZYLI CZAS NA ŚWIĘTA »

Categorized Under

Polecam TrzyPoTrzy

Post tags

About Michał Kowal

Ojciec założyciel. Fan popkultury, były dziennikarz. Nagrywa i montuje podcast. Uwielbia grać, czytać i oglądać filmy. Zakochany po uszy w spaghetti westernach Sergio Leone, Indianie Jones i Powrocie do Przyszłości.KONTAKT masakultury@gmail.com

» has written 217 posts

  • Pragnę podkreślić, że tylko i wyłącznie dzięki moim naleśnikom mieliśmy SIŁĘ(!) aby przeżyć ten dzień. Jak to się mawia „śniadanie to najważniejszy posiłek dnia”. :) Chciałem jeszcze raz podziękować za wspólny weekend, fajną zabawę, ciekawe doświadczenia, wspólne oglądanie zębów Denise oraz hotelowi Adamus za gościnę.

  • Hej. Zmieniłem system komentów. Teraz korzystamy z Disqus. Zobaczymy jak to będzie. Wszystkie stare komentarze, powinny wrócić do wtorku (w przyrodzie nic nie ginie). Dajcie znać jak wam się podoba – czy mamy zostać przy diqus czy wrócić do starego systemu?

    • W końcu coś co powinno być zrobione dawno, dawno temu. :)

    • Meh. My jesteśmy hipsterka i nie przejmujemy się trendami :P

  • (przeklejam, bo umieściłem nieopacznie pod innym artykułem, a chcę wywołać dyskusję na temat adaptacji gier, o których rozmawialiśmy na panelu)

    Mówiliśmy o tym, jak trudno jest ocenić adaptację, ze względu na to, że mamy dwie płaszczyzny: jakość filmu jako takiego i jakość samej adaptacji. Potem wspomnieliśmy o tym, jak nędzne są adaptacje gier. Ale zabrakło w tej dyskusji syntezy tych dwóch faktów, czyli oceny adaptacji gier w stosunku do pierwowzoru. I tutaj od razu przychodzi mi na myśl Silent Hill. Film tragiczny, (w zasadzie filmy bo mamy dwie częsci) za to adaptacja moim skromnym zdaniem genialna. Klimat filmu świetnie oddaje klimat panujący w grach. Do tego mamy świetną muzykę oraz mnóstwo nawiązań do mechaniki samej gry. Co zdumiewające – oba filmy na siebie zarobiły, mimo że nie wyobrażam sobie jak nie gracz mógłby zdzierżyć tę produkcję. Jest to ewidentnie film skierowany do fanów serii. W przeciwieństwie do najlepiej ocenianej adaptacji gier wideo, czyli PoP, w którym nawiązania do gry były bardzo zawoalowane.

    Myślę, że adaptacje gier wideo, mimo że nie ma ich wiele, to są wystarczająco barwne, żeby stały się tematem podcastu :)

    • Może kiedyś pogadamy więcej na ten temat. Ale nie teraz, bo ostatnio gier było u nas za dużo. Ja i tak stoję na swoim stanowisku – dziś ekranizacje gier nie są tak naprawdę potrzebne. Jedyny wyjątek to jakiś film rozwijający uniwersum i wpisany w timeline gry (i tu świetnie mógłby sprawdzić się Bioshock) jednocześnie nie korzystający z głównego bohatera gry. Podajesz przykład Silent Hill jako świetnej adaptacji. Tylko tak naprawdę, po co to komu? Słaby film oddający świetnie klimat gry. Ja wolę jak gra oddaje mi klimat gry, bo jest grą. Bo jest w tym najlepsza. Dla mnie każdy film (bez względu na materiał źródłowy) musi być przede wszystkim dobrym filmem. Dopiero w drugim rzędzie – dobrą adaptacją, czy interpretacją.

  • A ja w niedziele wracałem do Bydgoszczy (swoją drogą skoro wszyscy przez Bydgoszcz jechali to czemuśmy się nie zgadali na piwo pociągowe) i wyszło jakoś tak dziwnie, e wsiadłem do pociągu do Kołobrzegu :-) Ju nawet kimacza zacząłem przycinać, ale w ostatniej chwili się kapnąłem i wróćiłem na targi. 4 godziny później natomiast prawie pojechałem do Szczecina :-)

    Ja załuję, ze wspólne piwko ograniczyło się do wypitego na szybko jednego browca na stojaku w dziwnej hali z dziwnym dźwiękiem. Niestety u mnie na konwentach jest nie taki problem, ze muszę wybierać między punktami programu, a taki, ze muszę wybierać między piwkiem z jednym fandomem a drugim :-) Wcześniej byli Kingowcy i Starwarsowcy. Teraz poszli Podcasterzy :-) Rok temu na Pyrkonie były dwa małe ogródki piwny w samym centrum i nie było problemu z miejscem. Teraz byłą wielka smutna hala na zadupiu, zapełniona po brzegi. Szkoda, ze nie byłem u Babuni, szczególnie, ze jakoś umknęła mi informacja, ze wy jedziecie na piwo i potem jeszcze wracacie. Innym razem… moze.

    • Mando ależ przekazywałem Tobie informację. Byłeś jakiś taki zmęczony po tych noclegach na Pyrkonie i wyraźnie nie załapałeś ;)

  • Widać mnie na zdjęciu :D w koszulce z PacManem. Też żałuję, że ominęło mnie piwko i pierogi Babuni… W każdym razie gdy następnym razem dojdzie w Poznaniu do kumulacji Masy Kultury – postaram się pojawić :)

    • Jesteś zawsze mile widziany, ale w związku z Twoją nieobecnością po Pyrkonie musisz wypić karną kolejkę. Pasuje? ;)

    • Aaaa to już łapię. To czemu tak szybko po nagraniu uciekłeś? Na pieroga się nie załapałeś!

    • Następnym razem nie popełnię tego błędu :)

  • Jerry

    Tam od razu lepiej, po prostu inaczej:) Ominięcia Babuni żałuję bardzo, ale takie to prawa konwentu – ciężkie wybory jak się ogarnąć z kilkoma fajnymi punktami na raz. Mam nadzieję,ze nic straconego i uda nam się na alkogrę z kosmicznymi robalami spotkać:)

    • To zabierz chociaż żonę dla równowagi mocy :)

    • Jerry

      Żona uśmiecha się z akceptacją w oczach:)

  • yuzeg

    Na pocieszenie powiem ze tego samego dnia wracałem z bygdoszczy do warszawy i wylądowałem z Poznaniu. Ale za to w doborowym towarzystwie przedziału kibiców – którzy to jak ja pomylili pociągi.

    • Ci kibice są wszędzie. Oni mieszkają w tym PKP, czy jak? Widać kolei zafundowała seryny mindfuck.