Tomek Kruz w przyszłości, ale czy ten film czeka zapomnienie, czy wieczna pamięć?
HEJ! TO TYLKO MOJE ZDANIE. PRZECZYTAJ TEŻ KONIECZNIE RECENZJĘ SZYMONA, TUTAJ!
Tytuł oryginalny: Oblivion (tytuł polski: “Zapominajka: Jak żyć po katastrofie nuklearnej i nie zwariować?”)
Gatunek: twardawe science fiction bez przytupu
Reżyserował: Koleś co siedział na Tronie
Za występy pensje pobrali: Jack Tomek Kruz, kuzyni EVE (Ewy od Wall-E), laska Bonda ze słabszego Bonda (w skrócie „lBzsB”), dizajnerski sprzęt Apple, Ruda Babka co Lubi Pływać na Golasa (dalej w tekście używam skrótu „RBcLPnG”), Morgan „Wszystko Wam Wytłumaczę” Freeman (dla wygody w reszcie tekstu nazywany „WWW”)
W skrócie: Tomek Kruz biega wte i wewte w otoczeniu prototypów z laboratorium Apple
Tomek Kruz mieszka w full luksus chacie wiszącej w niebie, czyli nad ziemią (i to nie jest Columbia!). Chata wygląda jak Apple Store tyle, że ma fajny szklany basen. Jak w nim pływasz, to widać chmury. Ja nie wiem. bo nie pływałem, ale RBcLPnG testowała. I chmury widać było. Może sensu w tym nie ma, ale zdecydowanie jest lans. A kto ma się lansować jak nie sam Tomek Kruz? Razem z nim na chacie mieszka RBcLPnG, którą lubi pływać na golasa i kusić Tomka. I zaciągać go do łóżka też lubi. Ale to w końcu Tomek Kruz, także jej zachowanie jest całkowicie logiczne. I wcale nie przeszkadza, że sprawia wrażenie trochę chłodnej, bo jak śpiewał zespół Boys (czegoś się nauczyłem przy nagrywaniu odcinka Disco Polo) Bierzesz co się da i na drzewo nie uciekasz. A, że Tomek nie ma w okolicy drzewa (bo ta chata lata, daaaaa!) to bierze. Ale po nocach śni potem o lBzsB.
Tomek i RBcLPnG w chwilach wolnych od romansów zajmują się misją. Są ostatnimi ludźmi w okolicach Ziemi. Cała reszta zwiała w kosmos, bo jakaś wojna i kosmici, czy coś takiego. I teraz Tomek lata nad zniszczoną Ziemią i chroni pompy, które wysyłają wodę do ludzi w kosmos. Naprawia też drony, które mają karabiny i są słodkie jak EVE. RBcLPnG siedzi natomiast ciągle w chacie i zajmuje się łącznością. A to sformułowanie w przyszłości oznacza najwyraźniej ciągłe tracenie połączenia, bo to zdecydowanie wychodzi jej najlepiej. A potem Tomek spotyka WWW. I WWW zarabia na nowego pieprzyka, bo pieprzy wyjaśnia Tomkowi co i jak. I życie Tomka nie może być już więcej takie samo. Wszystko jasne?
Warstwa wizualna. Świetnie wygląda cały świat post-apo z wysadzonym księżycem na czele. Resztki Nowego Jorku pod zwałami piachu także są świetne i budzą gdzieś tam odległe skojarzenia z Planetą Małp. Bardzo podoba mi się cały sprzęt z przyszłości – latadło Tomka, drony, motorek, broń i oczywiście chaty. Wbrew moim narzekaniom fajnie to zrobione. No wiecie, niby spełnienie mokrego snu Steva Jobesa, ale w ruchu robi świetne wrażenie.
Tomek Kruz. No niestety. Mam z nim problem. Może i jest wspaniały, ale grał już w tylu filmach, że nie potrafię patrzeć na niego jak na bohatera, którego odgrywa. Ja widzę tylko Tomka Kruza. I jakoś ciężko mi się go czasem ogląda. Nieźle czerstwe jest też otwarcie filmu, w którym Tomek z offu tłumaczy nam co i jak. Sama fabuła – mogłaby być spoko, ale jest trochę niezdarnie poprowadzona. Źle wyważona jest proporcja miedzy sci-fi strzelaniem, a rzewnymi romansami. Tak źle, że te drugie potrafią wzbudzać salwy śmiechu. Nie ma to jak romantyczne rozkminy, gdy w tle jest przyszłość ludzkości. Jeżeli chodzi o resztę bohaterów to zrobili na mnie tak pioronujące wrażenie, że w tym tekście zamiast ich imion używam akronimy. I tak zapomnę o nich w ciągu kilku dni, więc po co się przywiązywać?
Każda z Tomkiem Kruzem, a już na pewno do kwadratu.
„Oblivion” to całkiem spoko science fiction. Brakuje w nim jednak efektu „WOW”, albo chociaż „wow”. Czegoś, co pomogłoby wpisać go do kanonu świetnych filmów. Historia może i ma aspiracje ale nie jest dobrze opowiedziana. Jestem tam trochę bzdur i luk fabularnych, ale nie drażni to tak jak na przykład w „Prometeuszu”, bo tutaj nikt nie obiecał nam objawienia. A może odbiór filmu zniszczył mi trochę trailer, który zdradza o wiele za dużo. W każdym razie mam wrażenie, że film stanął trochę w rozkroku między ambitnym kinem mającym powiedzieć nam coś o kondycji człowieka, a czystym kinem rozrywkowym. W efekcie chyba zapamiętam z niego głównie stronę wizualną. Może nie jest to taki poziom efekciarstwa jak „Prometeusz”, czy „Avatar”, ale spójna i przemyślana stylistyka robi dobre wrażenie.
Niestety Joseph Kosinski nie uwalnia się z sideł, w które sam się władował robiąc swój poprzedni film, czyli „Tron Dziedzictwo”. Jego filmy wydają się wysmakowanym popisem wizualnym, a trochę mniej opowieścią i występującymi w niej bohaterami. Ale nie jest bardzo źle. Pomimo mojego narzekania „Oblivion” ogląda się przyjemnie i całość raczej się nie dłuży. Czyli spełnia swoje zadanie jako fajne sci-fi gdzie się i postrzelają, i nad jakąś tam tajemnicą pogłowią (mimo, że dla każdego kto widział w życiu chociaż z 5 filmów całe story staje się jasne, na długo przed występem WWW).
W ocenie „Oblivion” wahałem się między 3+ a 4-. A, że mam dziś dobry humor to nowy film z Tomkiem dostanie cztery gwiazdki z małym (niewidocznym) minusem. Fani sci-fi i tak powinni obejrzeć. A nie fani? Też mogą. W końcu jest tam Tomek Kruz. Z tym, że w dłuższej perspektywie ten film czeka tylko zapomnienie…
A więcej kultowych recenzji Masy Kultury, znajdziesz tutaj.