A jak zachowałaby się wilcza paczka gdyby nie była pijana i naćpana?
Tytuł oryginalny: „The Hangover Part III”; tytuł polski: „O czterech takich co poszło w miasto. Na trzeźwo”
Gatunek: Komedia sensacyjna z Alanem
Reżyserował: ten kolo co reżyseruje wszystkie Kac Vegas (zaskoczeni?)
Za występy pensje pobrali: Zach Galifalilafifaliknas, dentysta bez zęba i z tatuażem, boski Bradley, pan Cheng/Chow, Doug, czarny Doug, Fred Flintston
Cheng ucieka z więzienia. Żyrafa umiera. Tata umiera. Alan zakopuje tatę. Doug porwany. Woolfpack ma kłopoty. I to na trzeźwo. A poza tym wszyscy starają się ściemniać, że to od zawsze miała być trylogia i jest nawet jakaś linia fabularna z filmu na film, a nie jedynie perypetie nawalonych kolesi w różnych ciekawych miejscach. Bradley Cooper wygląda bosko, a dentysta głupio. I Alan ma brodę i kudły. I dalej jest dziwny. A w ogóle to na pierwszy plan wysuwa się właśnie on i szalony pan Cheng, nie wiem czy każdy z Was jest gotowy na ten duet.
Oczywiście sam początek i kilka późniejszych gagów. Środek niby też był ok, ale tym razem bez fajerwerków.
Wciskanie nam od początku, wielkimi zgłoskami TO ZAWSZE (SŁYSZAŁEŚ? ZAWSZE!) MIAŁA BYĆ TRYLOGIA!
Alana doświadczenie z oglądania pornoli.
„Hangover 3” fajne jest. Ale nie fajowe. Todd Phillips chyba za bardzo przejął się krytyką drugiej części. I jak mu internety mówiły „Fajne, fajne ale to już widzieliśmy. Powtórka z rozrywki, buuu!”, to postanowił zrobić coś innego. I tak komedię podmienił miejscem z komedią sensacyjną. I niby bohaterowie ci sami, wydarzenia nadal szalone ale ciągłego rechotu brak. I internety znowu narzekają. Tyle, że w drugą stronę niż poprzednio. Teraz jest „Fajne, fajne ale to nie jest Hangover na jaki czekaliśmy. My chcieliśmy powtórki z rozrywki, buuu!”. No ale tak to już jest z tymi internetami. Nie dogodzisz.
Ale jak też wiadomo – internety zazwyczaj przesadzają. Tak jest i w tym wypadku. „Hangover 3” zły nie jest. To przyzwoite filmidło, dobrze zagrane i wyreżyserowane. Sprawna komedia sensacyjna, w której trzech kolesi pogania za szalonym Azjatą. Są strzały, są trupy i jest żyrafa (szkoda, że tylko na początku). Trafiają się także przyzwoite gagi, chociaż w o wiele mniejszym natężeniu niż w poprzednich częściach i o mniejszym polu rażenia. Jest też bardzo nachalne wciskanie nam kitu, że TO ZAWSZE MIAŁA BYĆ TRYLOGIA. Wracają bohaterowie z poprzednich części, których oczywiście normalny widz ledwo co pamięta, bo ich rola była marginalna.
Podsumowując – film jest do obejrzenia. Można bawić się całkiem fajnie, ale trzeba mieć odpowiednie nastawienie. Jeżeli chcecie śmiać się do rozpuku to lepiej po raz kolejny obejrzycie jedynkę lub dwójkę. Jak macie ochotę na lekkie kino sensacyjne – „Hangover 3” będzie w sam raz. Raczej niewiele zapamiętacie na przyszłość i nie błyśniecie żadnym żartem w towarzystwie, za to spędzicie kilka miłych chwil i może uśmiechniecie się raz albo drugi pod nosem.
A potem obowiązkowo polecam się porządnie nawalić i zobaczyć co będzie czekało was rano. Kto wie, może to co zrobicie tej jednej nocy zapoczątkuje waszą własną trylogię pełną wymiocin, tatuaży na twarzy, porwanych tygrysów i ślubów z prostytutkami?