Jeśli jeszcze ich nie widzieliście, to nadróbcie zaległości.
Nierozpowszechnione, niszowe lub po prostu mniej znane. Oto filmy, których możecie nie znać, a znać powinniście, Bo warto.
Dzisiaj – SF.
Film Primer Shane’a Carrutha najlepiej oglądać na trzeźwo, w spokoju i będąc wypoczętym. Inaczej jest duża szansa, że nic z niego nie zrozumiecie. Warto też podejść do niego nie wiedząc o nim nic. Wtedy będziecie bawić się najlepiej. Tylko pamiętajcie – to jest coś, przy czym trzeba się bardzo skupić!
Jeśli powyższe Was nie zachęciło i chcecie jednak wiedzieć więcej, to kliknijcie poniżej
Dlaczego warto obejrzeć Primer? | Pokaż> |
---|---|
To nie jest najlepszy film SF jaki widziałem. Nie jest też najlepiej zrobiony czy zagrany. Ale jeśli jest jakiś aktorski film, który w dobry sposób czerpie z animowanego „Ghost in the Shell”, to jest nim ta niewielka produkcja. Absolutnie nie dorasta do pięt animacji Mamoru Oshii, ale i tak warto rzucić okiem na „Maszynę”. Po zwiastunie spodziewałem się totalnie kiepskiego slashera z szalonym cyborgiem. Okazało się jednak, że twórcy mieli więcej ambicji.
Absolutna klasyka z 1956 roku. Jeśli jeszcze nie widzieliście, to w tym momencie przestajecie czytać mój tekst i lecicie do telewizora! Już! :)
Film, którego tempo odstaje już oczywiście od dzisiejszych standardów rodem z MTV, ale kilka elementów robi nadal piorunujące wrażenie. Szczególnie scenografia w końcówce. 58 lat temu ekipie Freda M. Wilcoxa udało się stworzyć coś, co do dzisiaj potrafi zachwycić.
Jeśli to Wam nie wystarcza, to w Zakazanej jest jeszcze poważny Leslie Nielsen, który kojarzony jest raczej z innym kinem.
Po sukcesie Godzilli pierwszy film Garetha Edwardsa, Monsters, trafił do głównego nurtu. Jeśli jednak jeszcze go nie widzieliście, to warto nadrobić. To najlepszy film z potworami, który wcale nie opowiada o potworach.
To również dowód na to, że za 500 000 dolarów można zrobić wciągające, ambitne kino, które oprócz ciekawych bohaterów oferuje również znakomitą realizację.
Film o człowieku, który utrzymuje, że spędził na ziemi 14 000 lat. Scenariusz został później przerobiony na sztukę teatralną i tak ogląda się ten film. Jedno pomieszczenie, zbiór różnych postaci i intrygujący temat – czy John Oldman mówi prawdę o swoim wieku? Czy naprawdę chodzi po ziemi od 14 000 lat?
Spokojne kino, które ogląda się jak wersję wideo audiobooka. Równie dobrze moglibyście wyciągnąć z tego filmu ścieżkę audio, posłuchać i nic byście nie stracili. Ciekawa rzecz.
Jedyny minus, to zbyt dosłowne zakończenie.
Bardzo wolny, bardzo dziwny i bardzo ciekawy film, który początkowo był znany z tego, że Scarlett Johansson się w nim rozbiera. Nie myślcie jednak, że nagie sceny Was podniecą. Raczej będą się Wam śniły w koszmarach.
Film ma wiele wad. Jest niesłychanie powolny i niektóre elementy powtarza zbyt wiele razy. Pod względem tempa porównałbym go do 2001: Odyseja kosmiczna. Pierwsze 5 minut filmu zresztą bardzo silnie wzoruje się na Kubricku. Jeśli Wam to nie przeszkadza, to dostaniecie ambitne kino o obcych wśród ludzi, którzy są naprawdę obcy. W żadnym innym filmie istoty z kosmosu nie wydawały mi się tak inne, tak zagubione na Ziemi, właśnie tak bardzo obce.
Dwa inne argumenty przemawiające za tym filmem:
1 – kilka mrożących krew w żyłach scen, które są napisane i nakręcone w taki sposób, że zapadają w pamięć (np. scena z dzieckiem, ze skórą i końcówka)
2 – wiele scen w filmie było improwizowanych. Scarlett Johansson jeździła samochodem naszpikowanym kamerami i zaczepiała przypadkowych ludzi. Reżyserowi trochę za bardzo się to spodobało, przez co pierwsza połowa się dłuży, ale sama realizacja jest znakomita. Scarlett pokazała, że umie zagrać, jeśli ma odpowiedni materiał i pomysł.
Na dzisiaj wystarczy. Oglądajcie, komentujcie, dzielcie się.
Jak zwykle zapraszam też na naszą otwartą grupę na Facebooku, gdzie rozmawiamy o wszystkim do nerdowskie.