ANT-MAN – MARVEL ZNOWU TO ZROBIŁ!

Lipiec 18th, 20156 komentarzy

Ant-Man

Chcę być Człowiekiem Mrówką!

Tytuł oryginalny: Ant-Man (tytuł polski: Mrówko-Człek)
Gatunek: udany
Reżyserował: NIE Edgar Wright :( ale Peyton Reed też dał radę
Za występ pensję pobrali: mąż Phoebe Buffay, Michael Douglas w wersji oryginalnej i CGI, Kate z Losta, pijak z House of Cards, mrówki
W skrócie: Człowiek Mrówka ratuje świat, a ja jestem w szoku jak dobrze bawiłem się na tym filmie!

BEZSPOJLEROWE STRESZCZENIE SCENARIUSZA

Mąż Phoebe Buffay w rzeczywistości Marvela jest bardzo zdolnym, bardzo błyskotliwym i trochę głupim włamywaczem, który pewnego dnia kradnie strój Ant-Mana i ląduje w ściekach. Dosłownie.

Jego małe, ale silne ciałko musi poradzić sobie z wielkimi problemami, by uratować świat przed atakiem mikroskopijnych żołnierzy oraz utrzymać miłość córki.

Pomagają mu w tym oryginalna Mrówka z brodą i jej córka, która przypomina pewną znaną elfkę. Są też mrówki. Bardzo dużo mrówek.

Ant-Man Mrówki

WARTOŚĆ EDUKACYJNA FILMU, CZYLI CZEGO NAUCZYŁEM SIĘ NA ANT-MANIE?

  • Dobry humor i odpowiednio wyważona ilość akcji jest w stanie uratować każdy film.
  • Marvel to czarnoksiężnicy!
  • Chałupy Avengersów broni tylko jeden bieda bohater.
  • Tytan – co to jest za materiał! Nic nie jest w stanie go przeciąć. NIC!
  • Woda – najlepszy przyjaciel złodzieja.
  • Titanic zatonął dlatego, że góra lodowa była zimna, a nie twarda.
  • Mrówki są fajne, chociaż/ponieważ potrafią mocno ugryźć.
  • System alarmowy da się wyłączyć tylko na 20 minut. Nie wiem czemu.
  • Powierzchnia gramofonu, to przerażające miejsce!

W FILMIE PODOBAŁO MI SIĘ

  • Humor – dawno nie uśmiałem się tak bardzo na filmie superbohaterskim, a u Marvela tylko na Guardiansach. Tylko, że tam dowcipów było pod koniec już za dużo, a tu na końcu jest najsilniejsza bomba!
  • Michael Douglas – jest już stary, ale nawet jeśli nie robi na ekranie nic poza mówieniem, to jest mistrzem!

Ant-Man Michael Douglas

  • CGI – połowa tego filmu to animacja, ale nie przeszkadzało mi to, bo niektóre sceny wbijają w fotel! Zmiana perspektywy wymusiła stworzenie czegoś nowego. WRESZCIE!
  • Akcja – było jej dokładnie tyle, ile potrzeba.
  • 3D – w tym filmie ma sens.
  • Trening bohatera – przyjemnie klasyczny.

W FILMIE NIE PODOBAŁO MI SIĘ

  • Kilka razy niepotrzebnie dosłowna ekspozycja. Kochany Marvelu, my naprawdę nie jesteśmy aż tak głupi.
  • Zwiastuny – tradycyjnie, pokazują za dużo przez co kilka razy nie ma miłej niespodzianki z widoku danej lokacji czy stylistyki. Znany z trailerów Thomas the Tank Engine robiłby lepszą robotę, gdybyśmy o nim nie wiedzieli. Ale tragedii w stylu Terminator Genisys nie ma.
  • Filmowa logika wielkich korporacji – co za idioci!

NAJLEPSZE SCENY

  • Dwie bardzo zabawne sceny zmontowane w stylu Edgara Wrighta.
  • Pierwsze zmniejszenie – wanna i gramofon.
  • Odjazd w stylu Interstellar.

Ant-Man zmniejszanie

WERDYKT

Ten film nie miał prawa się udać. Ant-Man nie interesuje prawie nikogo, nikt za nim nie szaleje i wszyscy uważają, że to głupi bohater. Na domiar złego z reżyserii zrezygnować genialny Edgar Wright, a zastąpił go przeciętny Peyton Reed. To nie mogło się udać.

Ale udało się!

Marvel po raz kolejny udowodnił, że jest firmą, która najlepiej sprawdza się w momencie gdy musi sięgnąć po coś niepewnego. Wtedy uruchamiają się największe pokłady kreatywności i zamiast przeciętnej „napierdzielanki” w stylu Ultrona dostajemy lekki, zabawny i niesamowicie dobrze poprawiający humor film akcji, po którym Ant-Man nie tylko wydaje się być cool, ale momentalnie może wejść z podniesioną głową w szeregi Avengersów.

Ant-Man Avengers

Edgar Wright, reżyser Hot Fuzz, Świtu Żywych Trupów, To już jest koniec i (moim zdaniem) geniusz komedii, zrezygnował z reżyserii tego filmu, ale pozostawił po sobie scenariusz, wizję i luz, znany z jego produkcji. Peyton Reed, twórca np. Yes Mana, okiełznał jakoś materiał, zdolną obsadę i mistrzów od efektów specjalnych, klejąc wszystko w spójną całość.

To klasyczna opowieść „od zera do superbohatera”, w której jest walka o świat,  miłość swego życia i obowiązkowy trening herosa. Coś, czego u Marvela nie było już dość długo. Ant-Man udowadnia po raz kolejny, że ten schemat stary jak komiksy zawsze się sprawdza.

Najlepsze określenie dla tego filmu to – satysfakcjonujący. Humor jest naprawdę udany. Efekty specjalne ciekawe i WRESZCIE pokazujące coś innego. Akcji jest dostatecznie dużo byśmy czuli się zaspokojeni, ale nie aż tyle, by znudziła. Bohaterowie są prości, ale nie sposób ich nie lubić. Są znakomite nawiązania do Avengersów, a dodatkowo twórcy rozumieją, że Ant-Man to dziwny bohater i mają dystans do samych siebie. Na początku film nabija się z Człowieka Mrówki tak dosłownie, że aż robi się go żal. Miniaturowy koleżka obijający szczęki wrogom wydaje się tak głupi, że siedząc w kinie nie wierzymy jak w ogóle do tego doszło? Jednak im dalej w mrowisko, tym ten bohater coraz bardziej ma sens. Aż do momentu, gdy armia mrówek z latarkami i bombami na odwłokach nie wydaje się nam wcale dziwna, tylko czadowa!

W jednym fragmencie film wchodzi nawet w tematykę totalnie „odjechaną”, której nie powstydziłby się nawet Interstellar.

Ant-Man nos

Oczywiście nie brakuje tu głupot i niedoróbek. Najbardziej w tego typu opowieściach dobija mnie filmowa logika wielkich korporacji i czarnych charakterów. „Mamy w rękach technologię pozwalającą na zwiększanie i zmniejszanie wszystkiego co się nam podoba. Zamiast zarobić tryliardy dolarów na miniaturyzacji elektroniki, utylizacji śmieci itp. zamieńmy ją w broń i sprzedajmy złym panom!”. Winszuję zmysłu biznesowego.

Momentami jest tu również paskudna ekspozycja, w której bohaterowie mówią nam coś co widzę lub robią, jakbyśmy byli idiotami. Michael Douglas to też chodząca Wikipedia, która sypie faktami z rękawa (chociaż tę postać ratuje akurat kunszt aktorski Douglasa, który jest w stanie sprzedać wszystko).

Wszystko to jednak nie ma znacznie, ponieważ w czasie seansu jest ekscytująco, efekciarsko (w taki fajny, inny sposób) i przezabawnie. Jeśli na ostatniej scenie w filmie, w której najbardziej czuć serce Wrighta, nie będziecie się zwijali ze śmiechu, to obiecuję, że zjem całą cytrynę.

 

Marvel znowu to zrobił. Wziął nieciekawego, niepopularnego, przez wielu całkowicie zapomnianego bohatera i zmienił w Avengera. Tym razem przepisem na sukces był humor, prosty, ale sprawdzony schemat i bardzo satysfakcjonujące sceny akcji, które były na tyle inne niż to co obecnie widzimy zazwyczaj w blockbusterach, że z niecierpliwością wyczekiwałem każdej kolejnej.

Bawiłem się znakomicie i polecam Wam iść na Ant-Mana do kina.

 

Michał, myliliśmy się. To nie jest drugi Thor. Jest dużo lepiej!

« 1920 BITWA WARSZAWSKA – TAM TAM DAM PAM PAM RAM PAM!
MASA KULTURY 89 – GUMA TURBO I GOŁA BABA »

Categorized Under

film Polecam

Post tags

About Szymon Adamus

» has written 118 posts

  • igimat

    Ze względu na towarzystwo musiałem iść na wersję z dubingiem i o ile nie uważam czasu za stracony, to mam wrażenie że film sporo stracił na humorze w ten sposób, choć słuchanie latynoskich gangsterów rzucających w siebie „ziomkami” itp. z języka blokowisk było niesamowicie zabawne

  • Szymon Moszny

    Nie nie nie! A mi się ten film w ogóle nie spodobał. choć wszystkie opowiastki komiksowe wciągam nosem. Oglądając Ant-mana miałem wrażenie, że wszystko, absolutnie wszystko to już było. Złodziej który został superbohaterem, dobry i prawy mentor który stracił żonę, zły szaleniec który chce zniszczyć świat, ten sam szaleniec porywający progeniturę tego dobrego żeby się na nim zemścić… Nie wiem jak wy, ale ja ziewałem. Choć byłem mocno wyspany :)

  • Vespera Verril

    No i teraz nie wiem… Niezbyt mnie tren film interesował, ale teraz może się na niego wybiorę. Jeśli bedą go grać w moim kinie po przerwie wakacyjnej.

  • tomashi81

    No to trzeba będzie zobaczyć. Ciakawe co na to Michał Kowal. Ostatnio mówił że nic ciekawego z tego nie wyjdzie.

    • Michał po tym co Szymon napisał chętnie zobaczy i będzie się pewnie dobrze bawił :)

  • POLIP

    Film lekki, przyjemny, heheszkowy i podchodzący do tematu na luzie – bo tylko tak dało się do tego podejść. Trochę widać, że panowie twórcy wyszli z założenia „bierzemy, co zostawił Edgar i sklejamy to jakoś do kupy, może coś wyjdzie” – i wyszło! W przeciwieństwie do Ultrona, gdzie wszyscy mieli chyba zbyt mocno ściśnięte poślady, naciskom z różnych stron nie było końca, a hype był kosmiczny, w efekcie nie wszystko się udało. W przypadku Mrówy hype generowali chyba tylko uber fani komiksu (całych kilkunastu), a reszta się nabijała – i film to nabijanie podchywtuje i wykorzystuje, co owocuje ucieszoną michą przez cały seans i także po. Świetny jest też kontrast między całym tym mrokiem, powagą, patosem i wku$#$wionymi herosami DC, co się teraz wylali w materiałach z ComicConu – Marvel spokojniutko rzekł „hej, to zmniejszający się ludzik biegający z mrówkami, face it”. I tak jak przy Guardiansach, udało się. Good job!

    Aha – są DWIE scenki po napisach. I szczególnie ta druga wnosi sporo w budowaniu oczekiwania na Civil War.